wtorek, 27 grudnia 2016

Na dworze szaro jest, niebo taflą jednolitą obleczone, czasem topi się i spada nam na głowy. Śpię dłużej, ale w nocy za to budzę się często z przyczyn wielu, czasem choroba, koszmary, czasem boli coś – nierzadko to serce z kamienia. W kościele słyszę głos, widzę go. Jest piękny jak zawsze. Jest czyjś. Jestem zazdrosna. O to, że innym serce w piersi bije gorące, żywe, tłoczy te krew czerwoną, ciepłą, że to serce głębokie jest puchate, mięsiste. Że potrafią, że nie boją się tam chować ludzi, tam do środka samego. Tam gdzie najdelikatniej i najbardziej boli. 
Ja się boję. Uciekam od nich wszystkich do domu, a w domu oglądam Naruto, czytam Faktotum, słucham Karoliny Baszak, rozmawiam, nie myślę, łykam prochy i gdybam. Gdybam. Uciekam w swój świat, tam mam wszystko to czego chce, a po co boję się sięgnąć. 
 

czwartek, 22 grudnia 2016

Pogorszyło mi się.  I znowu historia zatacza koło, znowu w nocy spać nie mogę, rany na skórze, ostry zapach w powietrzu, połamane paznokcie, a w dłoniach, w dłoniach pukle włosów znowu mam. Jest mi przykro i tyle. Nie załamuję się jednak, w głowie układam misternie plan obronny, zobaczymy z czasem co będzie. 
A będzie co będzie. 

środa, 14 grudnia 2016

Ledwo wstaję rankiem, piję kubeł czarnej kawy, potem słucham jak moja koleżanka jedzie do swojego fwb, dopalam papierosa, prowadzę kilka nic nieznaczących rozmów, potem jadę do domu i nie śpię ze zmęczenia całą noc. Następnego dnia ubieram się elegancko, prostuje włosy i jadę do teatru na niezmiernie nudna sztukę. Nie żałuję. Wracam pije drożdże, mam koszmary. Jem pieczone kasztany, sprzątam. Mam kilka słów na zbyciu, a jeszcze więcej tam środku. 

piątek, 9 grudnia 2016

Dużo się dzieje. Dużo się zmienia. To jest nagłe. Jakby ktoś włączył światło, albo rzucił kamieniem do jeziora. Pozostały tylko długie koła w moim umyśle i nagłe zrozumienie. Nie wiem czemu wcześniej tego nie widziałam, to takie oczywiste jest, a schowało się gdzieś głęboko, głęboko pod skórą, przesiąkało do krwiobiegu. Zatruwało mi umysł i mogłam tylko pluć się, zapluwać jadem. Łykałam go, rzucając się w agonii w obecności innych ludzi. Teraz wiem, że mam chory umysł, że nie mogę tracić nigdy więcej nad tym kontroli bo to jest jak chwast, jak bluszcz, nie wyplewisz raz, a później nagle, nie wiadomo kiedy, najczęściej w nie-porę to jest wszędzie. Jak choróbsko i jesteś w stanie tylko chować się przed światem i płakać i mieć te myśli mroczne, jak sidła. 
Wyszłam, nie poddałam się. Poszłam do nich i zobaczyłam, że oni widzą mnie całkowicie inną niż ja siebie widzę. Że widza mnie o milion razy lepszą. 
Teraz wiem, ze nie jestem taka jaką widzę siebie w moim umyśle. 
Wszędzie 222, ciemny makijaż, mroźnej zimy chłód, prawdziwa historia, ślepnąc od świateł i kawa o wczesnej porze. Nieplanowane spotkania z byłym, gratuluję urodziła mu się córka, jest szczęśliwy choć w jego gestach, słowach w mimice wychwytuje że chyba nadal coś do mnie czuje. Że chyba nadal o mnie myśli, może krótko, może rzadko, ale myśli, może nawet śni. Mi on się nie śnił od dawna. 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Zatopiłam się, być może to moja wina bo pozwoliłam sobie na to by to one mną zawładnęły i straciłam kontrolę, a jednocześnie rozpłynęło się w powietrzu poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebuje jak szczeniak jakiś puchaty. I machałam rękami panicznie, próbując złapać się i za każdym razem trafiałam na brzytwę, ale to nic, to już nie ważne jest, ważne za to jest że w którymś momencie znalazłam ją. Małą wąziutką ścieżkę, sposób by wydostać się z tego labiryntu w którym się znalazłam. Mam już go. Teraz go oszlifuję. Ten jeszcze nie-diament. Skarb mój.

niedziela, 4 grudnia 2016

Obiecałam sobie, że jak tylko i wyłącznie to wszystko powróci, te wahania nastrojów, łzy bez powodu, myśli czarne, najczarniesze to pójdę tam. Pójdę i będę się bała, ale może wszystko się skończy, skończą się te noce nieprzespane, strach w klatce piersiowej, łzy pod powiekami z niewiadomych przyczyn. Wszystko ułoży się na swoim miejscu, a odpady zamiecie i wyrzuci ze mnie, jak śmieci się wyrzuca do kosza. I będzie dobrze. 



 

piątek, 2 grudnia 2016

Rozdrapałam się, rozdarłam na pół i nie spałam kolejną noc, później wstałam o świcie, z drżącymi dłońmi, popuchniętymi oczami i bolącą głową od wszystkiego. I przyszło mi przełykać to wszystko i cały dzień też miałam przełknąć i pomalowałam się cukierkowo pachnącym podkładem i wcisnęłam na siłę śniadanie by ostatecznie rozbić się i rozpłakać cicho. Zatargało mną wewnątrz i z zewnątrz i uciekłam pod kołdrę i zostałam tam dwa dni. Potem życzenia mnie zasypały i słodki tort i kolejne nieprzespane noce i nerwy na stacji i stałam się okropnym antyspołecznym człowiekiem i 5w4, dalej książka, pączek wiedeński, czerwony lakier na paznokciach, krótkie rozmowy, wstydliwe spojrzenia, drżenie, bieg, strach, chce być trochę lepsza dla siebie.

wtorek, 29 listopada 2016

Denerwuję się, przeżywam niewypowiedziane słowa, niezaistniałe sytuacje, telefon, mokre oczy, rude włosy, koszula zielona w czarną kratę. Dopytują się szczegółowo, splatam dłonie zawsze gdy ktoś do mnie wyciąga swoje. Mówię, że tak leci nam to życie na niczym, słyszę potwierdzenie, że u niej tak samo jak u mnie. Pocieszamy się że wtedy było gorzej, że każda z nas wtedy na granicy śmierci była, to i tak jest na przykro bo wtedy razem, bo te filmy i ten kibel i te papierosy, ta wódka, te słowa splatały się, spływały po brodzie, po policzkach na ziemie.

niedziela, 27 listopada 2016

Tęsknię za tymi słowami układającymi się w delikatne zdania, eteryczne, ale do bólu emocjonalne. Takie które zbijają się w szpikulec i dźgają prosto w serce. Nie wiem czy ja kiedyś tak pisałam, ale wiem, że ona z pewnością potrafiła sprawić, że płakałam pół nocy. maluję usta, czytam mamie o dobrodziejstwach płynących z picia drożdży, później przeżywam kilkusekundowe, może minutowe zbicie się w warstwy kompleksów, złych myśli i obrzydzenia do siebie. Odganiam to ręką jak natrętną muchę. Najpiękniejsza kobieta w mieście i zamek z piasku. 
W nocy o 1.20 otrzymuje krótkie wiadomości, potem mam koszmary, zapach kozieradki, luźny kucyk, kilka uśmiechów, krew, złamany paznokieć, a następnego dnia budzik o 5.30. 

piątek, 25 listopada 2016

Może w ciągu ostatnich tygodni nie miewam się tak dobrze jak wcześniej. Trochę to tak wygląda jakbyś siedział w diabelskim młynie i raz lepiej, raz gorzej, raz lepiej, raz gorzej. Mam lęk wysokości, jestem jak Ikar wzbiłam się w powietrze, ale spadłam z hukiem na ziemię, teraz zbieram się powoli na nogi, we wtorek idę na "fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" później buszuję po sklepach szukając torebki, bo moja umarła śmiercią naturalna, nie znajduję nic. Kupuję za to szampon Biolaven z pestek winogron, następnego dnia wybieram się z tatą na zakupy i z nim kupuję śliczną torebkę i mówię mu że kocham robić z nim zakupy i z nikim nie robi mi się ich tak dobrze jak z nim. Wyraźnie poprawiam mu tym humor, potem prostuje włosy na szczotce i zauważam ze zdziwieniem, że sięgają mi już prawie pasa i słyszę komplementy od mamy, że zgęstniały wyraźniej, ucieszona gotuję mleko z drożdżami, a później nie śpię całą noc.

sobota, 19 listopada 2016

Jestem zmęczona ludźmi i sobą też jestem zmęczona i nienawidzę konfliktów i boję się mówić swoje zdanie bo to doprowadza do konfliktów, a ja w konfliktach nie zachowuję się tak jakbym chciała. W ogóle nie zachowuję się tak jakbym chciała, w głowie krążą mi myśli samobójcze, napuchłe od jadu. Toksyna buzuje mi w żyłach, jestem jak skaza, jak rak. Nie czuje się bezpiecznie. Ciągle się boję, mam koszmary, boli mnie wszystko, płaczę bez powodu już kilka miesięcy. Nie czuję się atrakcyjna, nie czuję się w ogóle. I boję się ich, ludzi się boję i gdy tylko zaczynam z nimi rozmawiać a oni słowami wyciągają mnie z mojego świata, świata w którym jestem tym kim chce być, nie sobą, to paraliżuje mnie strach i uciekam do domu i płacze bo bardzo bym chciała być taka zabawna, roześmiana, pewna siebie, a jestem tchórzem, jestem jak świeczka palę się jasno, wszyscy mnie widzą, a gdy tylko ktoś zwróci na mnie uwagę to gasnę. I uciekam do domu i płacze i tak mam problemy z utrzymywaniem kontaktu z ludźmi. 


Nie ma we mnie nic, absolutnie nic dobrego.

piątek, 18 listopada 2016

Chyba trochę tęsknie, piję mleko z drożdżami i czytam Kobiety, Bukowskiego. Maluję paznokcie na niebiesko, później zwijam się w kłębek na łóżku i łzy same mi lecą. Chyba dawno tak płakałam. Później wstaję, złoszczę się, odbieram wiadomości, przytulam się do dużego rudego psa, który nie jest mój i uśmiecham do mamy. Jadę do psychiatry, boli mnie głowa, Dirty Mind i Swan Song.

czwartek, 17 listopada 2016

Ciągle łzawią mi oczy, a może mi topnieją, tak przyszło mi do głowy któregoś wieczora ciemnego, gdy piłam herbatę czerwoną w swoim ukochanym kubku z biedronki. Włosy ostatnio mam roztrzepane, poczochrane, mocny makijaż, zdrapany lakier na paznokciach. Ostatnio też chodzę szybciej, czytam więcej, unikam patrzenia w oczy, szybciej uciekam do domu i chowam się w swoim pokoju. Czytam książki, notuję, uciekam z zajęć i chcę zniknąć, a przykuwam uwagę bardziej i bardziej. Jakiś chłopak robi mi zdjęcie w pociągu, wtedy gdy mam rozmazany makijaż, niechlujnie splecione warkocze i chowam się w książce. Wtedy gdy wyglądam jakby mnie nie było.

sobota, 12 listopada 2016

Ich świat jest piękny, magiczny i lubię go podziwiać. Z daleka by mój, ponury, w odcieniach szarych, czarnych, białych, nie skaził tej czystej kolorowej palety barw i  pełno tam swetrów ciepłych, pudrowego różu, wrzosów, kolorowych liści, sypkich pigmentów, rysunków, białego wina, różowego szampana, Muminków, kruchych filiżanek, kłujących kaktusów, pachnących świeczek, pięknych rysunków, pysznych, ciepłych herbat, ślicznych paznokci i nieśmiałego uśmiechu, a u mnie tylko koszula w kratę, stos książek, papieros, wódka, piwo, jedzenie w pośpiechu, zimna herbata, krótkie wiadomości, tęsknota, smutek, łzy, nieprzespane noce, połamane paznokcie, pogryzione usta, spłoszone spojrzenia, koszmary nad ranem, strach, nieśmiałość, cała utkana jestem z nieśmiałości, ambicji, bohomazy na kartkach, jakaś muzyka w słuchawkach i deszcz za oknem i deszcz w sercu. Garść tabletek w dłoni, mocny makijaż, boląca skóra, stukot pociągu i łzy w oczach.

piątek, 11 listopada 2016


Zrobiłam to. Ze zwykłej ciekawości, może też z sentymentu, jak i ze zwykłego faktu, że podziwiam ten styl, tę lekkość i emocje, zrobiłam to. Utonęłam, połknęłam, zadławiłam się. Teraz dyszę, kaszlę, krztuszę się. Ciężko mi na sercu, myśli cięższe niż głowa. Znowu gdybam, a gdybanie zazwyczaj sprowadza mnie na drogi pokryte wszystkim co najgorsze, a ja butów nie mam, nic nie mam, naga jestem, nagusieńka, paradoksalnie bo zima jest i wszyscy naciągają na siebie warstwy lakonicznych odpowiedzi, pośpiechu, szybkich spojrzeń, krótkich uśmiechów. Chyba znowu płakać noc całą będę. Poobijane wspomnienia wracają, umazałam się znów nimi, czuje się niechciana. I kurczę się w sobie i marzę o tym, ze pewnego dnia się tak kurczę i kurczę i znikam. I mnie nie ma. I kończy się wszystko i otula mnie ramionami błogi spokój.

czwartek, 10 listopada 2016


Pani zima. Chyba tak powinnam się nazywać. I to jest tak jakby kryształ lodu utkwił Ci w sercu malutkim, jeszcze kiedyś ciepłe było, jeszcze biło cicho, teraz zimne jest, jakby martwe, a jest tylko zamrożone. I chodzisz tak ulicami, mijasz tych ludzi, taka zimna, taka obojętna i krucha jednocześnie, bo wystarczy tylko słowo, albo spojrzenie zwykłe gdy masz gorszy dzień i rozpadasz się, tłuczesz na kawałeczki, drobne jak groch, albo mak. Zimne dłonie suche, drżące, zęby szczękające, spierzchnięte usta. Ledwo stawiasz stopy do przodu i wszystko się sypie jak śnieg biały z nieba i patrzysz tylko, bo tylko to możesz robić i czekasz. Czekasz aż ktoś przyjdzie, spojrzy na Ciebie, a to spojrzenie będzie ciepłe jak słońce w lecie, jak kwiaty na wiosnę piękne, niosące nadzieje, energię, siłę i spojrzy tak na Ciebie tym wzrokiem, a Ty rozpuścisz się od tak po prostu, jakby ten lód cały nie istniał w ogóle. I wyciągnie dłonie, weźmie cię w nie i wreszcie będzie ci ciepło.
To Ty, bo na mnie chyba jest już za późno, chyba zamarzłam już całkiem.

niedziela, 6 listopada 2016

W myślach wszystko nam wyszło tak jak chcieliśmy i mi też w wyobrażeniach wychodzi wszystko i jestem tym kim chcę, nie sobą. Później siadam w dużym fotelu z dużym kubkiem czerwonej herbaty i dużą ilością myśli kotłujących się pod czaszką, spierzchnięte usta, spłoszone spojrzenia i nieśmiałe uśmiechy. Drżące głowy pochylamy, chowamy się w ciężkich płaszczach, w lakonicznych odpowiedziach, I tell 'em don't go, we love, we love, that's my place, śpię całą noc, wstaję później z sińcami pod oczami, niewyspana, blada i głodna. Z furią tłoczącą się w żyłach, ale z przeważającymi dobrymi myślami w głowie. Są jak motylki kruche, albo ćmy w odcieniu black&white. Tłuką mi się w głowie, wzrok rzucam zawsze na jaśniejszą perspektywę, porażkami staram się nie przejmować mimo że czołgają się do nóg, ocierają o nie i podgryzają kostki do krwi to unoszę brodę i idę dalej. Czasem nie mam siły na życie. 
 

piątek, 4 listopada 2016

 Nie szlochaj


Nie szlochaj, stojąc nad moją mogiłą wytrwale,
bo tam mnie nie ma, ja nie śpię wcale.
Jestem wiatrem, który wieje w szczerym polu poprzez knieje.
Jestem słońca odblaskiem na zbożu,
małym deszczykiem w jesiennym przestworzu.
Gdy się przebudzasz ze snu o świcie,
ja cię pobudzam i wskrzeszam życie.
Poprzez okrężne ptaków latanie
i gwiazd o zmroku migotanie.
Nie płacz, stojąc nad moją mogiłą wytrwale,
bo tam mnie nie ma, nie umarłam wcale.

czwartek, 3 listopada 2016

Okazjonalnie wychylam się już zza osłony, którą sobie wybudowałam. Ostatnio też to zrobiłam i prawie zostałam zabita ponownie. Na szczęście tylko musnęło mnie to, nie dosięgło i wróciłam przestraszona ponownie do stałego miejsca pobytu i płakałam dwa tygodnie lub więcej. Potem obgryzałam paznokcie i wargi do krwi zagryzałam i szłam tam gdzie iść nie chciałam, a musiałam. Niestety. Koszmary w nocy, błogi spokój w dzień, zdarza się, że miejsca nie mogę znaleźć sobie i błąkam się od myśli do myśli i gdybań, a jak wiadomo gdybania są przeklęte, są jak narkotyk zgubne, prowadzą donikąd. A ja właśnie niedawno przecież wróciłam znikąd i szybko pośpiesznie przestaje to robić, z sercem tłukącym się o żebra jak kanarek tłucze się o pręty klatki, potem wita mnie duży żółty pies i taki sam łaciaty. Później płaczę znowu w nocy, histerię jakąś mam. Rankiem wstaję otrzepuję się jak pies, jak pitt bull. Idę po to co moje, po to co mi się należy, a co nikt nie może mi wydzielać. 
Amen. 

środa, 26 października 2016

Przeglądam, liczę , ważę, rozmyślam, analizuję, później kładę się w pościeli zimnej jak spojrzenia, które ostatnio sobie rzucaliśmy. Zlizuję z warg krew, cierpnie mi serce na myśl o jutrze, potem noc nieprzespana, koszmarów tyle, budzą mnie głosy tym razem nie w mojej głowie, ręka na splocie słonecznym, coś przewraca mi się w żołądku. Staram się nie myśleć o przyszłości, ani o przeszłości, zbyt mnie to przeraża wszystko. Przerasta moje możliwości, jestem tylko małym kruchym nikim. Wstaję jakbym nie spała, albo spała wieki, krzyczę, robię pełny makijaż i kłamię w żywe oczy, nie jadę ostatecznie. Kurczę się pod kocem i udaję że mnie nie ma. Że nie istnieje w ogóle i że to wszystko co się zdarzyło, co się zdarza i co ma się zdarzyć mnie nie dotyczy.

niedziela, 16 października 2016

Jeszcze dużo pracy muszę w siebie włożyć. Długo to trwa. Ta moja praca nad sobą. Bardzo długo. Boję się, że nie starczy mi sił dalej walczyć o siebie. Piątek był zły. Dziś nieco lepiej. Boję się jutra.

poniedziałek, 12 września 2016

To było tak, że spojrzałam na wyświetlacz i wiadomość zobaczyłam. Byłam w szoku potem płakałam pół dnia z radości ona przyleciała z Irlandii – moja przyjaciółka. I były rumieńce z ekscytacji, potem pociąg o 10.45, były piwa i dużo papierosów, a jeszcze więcej słów i płakałyśmy i śmiałyśmy się i jadłyśmy meksykańskie dania, potem była książka, ja jej dwie. I lody i busem powrotnym z bolącymi głowami jechałyśmy, a z jeszcze bardziej bolącymi sercami. Następnego dnia niespodziewany grill u niej, i znów piwa i jej chłopak i się cieszyła bo dogadaliśmy się dobrze. Rankiem papieros, i mgiełka brzoskwiniowa i "ech z rudymi to tak zawsze" potem uścisk i płacz.

sobota, 3 września 2016

Zaskoczona byłam, gdy spojrzałam na ekran telefonu widząc to imię przez, które się tak złościłam. Później umówiłam się na piwo, na dziś, strobing, delikatny makijaż, falowane włosy, trochę płaczu, nieprzespane noce, Love Rosie, tłumaczenie, potem dziwne sny, złości, kurwa, cholera, papieros, piwo, Gra o Tron, list, czarny długopis i tęsknota ulotna. 
Potem się żegnam i rozmawiam z Bogiem. 

niedziela, 28 sierpnia 2016

INKA (1928 - 1946) - PISANE TEJ NOCY-Autorką jest blogierka Frondy

To przecież nastolatka tylko.

Śmieszny kołnierzyk przy sukience.
Jeszcze bawiła się przed chwilką,
Włosy spinała tak naprędce.
A tu przysięga - słowa wielkie!
I ona przy nich całkiem tycia:
"W obliczu Boga walczyć będzie
Aż do ofiary swego życia"
Już tatuś z mamą dali przykład
I czy jest wierna - patrzą z nieba.
Śmierć czasem to powinność zwykła,
Więc się zachowa tak, jak trzeba...

Jak to jest - zabić nastolatkę?
Blask zgasić w oczach, zamknąć usta?
Przerwać marzenia, co ukradkiem
Snuły się nawet w celi pustej?

Ktoś wydał wyrok i żył dalej.
Ktoś milczał - nie wydobył głosu.
Ktoś prawdy nie chce słuchać wcale.
Ktoś ma awersję do patosu...

Lecz to zdarzyło się pod słońcem!
Umarła pięknie jak natchniona!
Na krzyżu Chrystus konający
Otworzył Ince swe ramiona.

piątek, 26 sierpnia 2016

Nie mam głowy do dat, to też nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale w przybliżeniu chyba zima, celuję że luty, bądź marzec. Zimno było i gdy wracałyśmy 45minut do domu, byłyśmy już przemarznięte do szpiku kości. 
Może nie pamiętam wszystkiego, ale za to pamiętam te najcenniejsze chwile (bo mało ich w życiu miałam- tych szczęśliwych) Pamiętam jak budziłyśmy się rano, było ponuro, słodziłyśmy chwile żartami, jak cukier się sypie do kawy, choć żadna nie słodziła, jeszcze niepokój we mnie mieszkał i szarpałam się miedzy jedną złą emocją, a drugą i chora byłam, spałam całymi dniami lub nie spałam w ogóle, ale każda chwila spędzona wspólnie wyrywała mnie z tego marazmu w który zawsze wpędzałam się zostając sam na sam ze swoimi myślami. 
Pamiętam jak piłyśmy wino, a potem wódkę w kiblu, jak paliłyśmy tylko w tym kiblu, pamiętam jak rzygałam do tego kibla bo głos w głowie mówił mi że tłustą świnią jestem i że muszę, bo jestem obrzydliwa i przypominały mi się po kolei wszystkie zdarzenia przykre, słowa słyszałam je wyraźnie, wulgaryzmu, znów czułam ich ciosy na skórze, obrzydliwe ręce na moich piersiach, potem popychanie, plucie, pogarda, znowu czułam się jak nikt. 
I ktoś mi powie, mówisz o niej jak o miłości swojej jakbyś była w niej zakochana, jakbyś była lesbijką, a ja się dziwię zawsze gdy to słyszę bo przecież przyjaciół się kocha i mam prawo o niej mówić tak, w taki sposób, bo była moim wzrokiem pewnym momencie, była czymś co nie pozwoliło mi się zanurzyć w tym szaleństwie w tym obłąkaniu w który zsunęłam się w piękny sierpniowy wieczór, gdy już nie miałam sił utrzymać się na powierzchni. Była jedyna normalną osoba jaką spotkałam w całym moim życiu, pamiętam jak zdziwiłam się gdy powiedziała mi że mnie lubi i że mną się nie brzydzi, bo przecież dla wszystkich byłam tylko grubasem, świnia bez uczuć, krową, na mnie można było pluć, pluć w twarz, popychać, bić, podbijać oczy, szarpać za włosy. Można było się umówić się z kolegami wciągnąć mnie za mur szkoły i pobić, a potem wracałam do domu i słyszałam to nic, tak bywa, tak już jest, tak się dzieje, no ale trzeba trzeba, musisz, nic nie mów, nie skarż się, tobie zawsze jest źle, nic nie mów, kurwa nic nie mów, NIE MÓW!  

 

piątek, 12 sierpnia 2016

Pewnego dnia
wyjdę z domu o świcie,
tak cicho,

że nawet się nie zbudzicie.

I pójdę,
i będę wędrować po świecie,
i nigdy mnie nie znajdziecie.
I nie wezmę ze sobą nikogo,
tylko tego małego chłopaka,
co wczoraj na schodach płakał
i bał się wrócić do domu,
a dlaczego
to tego
nie chciał powiedzieć nikomu.

I jeszcze weźmiemy ze sobą
tego czarnego kotka,
co miauczy zmarznięty na progu
i każdy odpycha go nogą,
i nie chce go wpuścić do środka.

I będziemy tak szli i szli
drogami, lasami, polami,
i każdy dzieciak,
i każdy pies
będzie mógł iść razem z nami.

I będziemy tak szli i szli
aż kiedyś,
po latach wielu,
staniemy wreszcie u celu.
I będzie tam ciepła ziemia
i dużo, dużo nieba,
i każdy będzie miał to,
czego najbardziej mu trzeba.

I będzie wspaniale.
Tak!
I niczego nie będzie nam brak!
I tęsknić nie będę wcale!
I tylko czasami, czasami
pomyślę,
że byłoby dobrze,
gdybyście wy
byli z nami...

Danuta Wawiłow Wędrówka

środa, 10 sierpnia 2016

Nie śpię znowu potem wstaję i robię makijaż, klnę strasznie na siebie i płaczę bo jak ktoś potrzebuje pomocy to ja zawsze i wszędzie, a jak ja chcę chociaż informacji to nie ma nikogo, nawet mi nie odpiszą SPIERDALAJ.
Robię maskę na włosy drożdżową, na razie widzę lepsze nawilżenie bo zmodyfikowałam przepis. 
Niestety nie doczekam się chyba tłumaczenia "dodatku" do mojej ukochanej serii Mercedes Thompson, więc zaczęłam tłumaczyć sama tym moim koślawym angielskim. Jakoś leci.

sobota, 6 sierpnia 2016

Zwlekam trochę wyjazd, potem jednak w piątek mozolnie pakuję się do busa, kupuję dwie pary spodni i słyszę, że jestem specjalna klientką i mam ulgę, potem kupuje krem przeciwsłoneczny do twarzy i nawilżający i maseczki oraz drożdże do maski, uśmiecham się, pan rzuca mi pociągłe spojrzenie i mówi, że jestem jak promyk słońca, później wbiegam zdyszana do pociągu o 13.17 minutę później ma odjazd, pan mówi żebym się nie denerwowała, potem czarny zjadacz dusz mi się przygląda i wiem, że specjalnie nie siada by tylko stać i się gapić, czytam książkę i znów wracam myślami do serii MT♥

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Przegadałam prawie osiem godzin na Skype z moja najlepszą przyjaciółką, która siedzi w Irlandii i było dużo piwa, tęsknot i słowa ciepłe jak miód na serce i "jeju przez Skypa nadal mi sie z Tobą lepiej gada niż z ludźmi tutaj na żywo" 
Wykonuje masaż twarzy który faktycznie poprawił jej owal, wcieram wcierkę, uśmiecham się, wcześniej bardzo złoszczę bo nienawidzę odpowiadać milion razy na te same pytania i jeszcze do tego z pokorą przyjmować narzucane mi zdanie. 
Szacunek za szacunek. 

piątek, 22 lipca 2016

Myślę, że przez miesiąc, albo dwa będę stosowała na skórę głowy domową maskę z drożdży. Zobaczę jakie będą efekty, ale liczę na wysyp baby hair. 


Drożdże+ olej rycynowy+ maska Fitomed ekstraziołowa regenerująca( ta z wyciągiem skrzypu, pokrzywy, lipy, szałwii itd) 


Planuję dokupić jeszcze olejek z imbiru bo czytałam, że też wspaniale działa na porost i odżywianie włosów ;3
 

środa, 20 lipca 2016

Znowu budzę się w nocy z piachem pod powiekami, ale bez strachu. Nie wodzę  nieprzytomnym wzrokiem po lepiącej się do skóry ciemności, nie doszukuję się znajomych kształtów w nic nie znaczących już przebłyskach, czy zarysach. Wcześniej krztusiłam się na myśl o tym, że będę musiała wyjść spod splotu marzeń, planów, że odsłonie się cała i ludzie ze wstrętem odsuną się ode mnie i powiedzą "o Boże, spójrz jakie okropne ma wnętrze" teraz wiem, że tak nie jest, że ukwieciona jestem w środku, że mam dużo do powiedzenia i że ten kto ma mnie cenić ceni, a ten kto błoto ma zamiast mózgu i ten kto karmi się krzywdą ludzką powie to co jest w cudzysłowie, a ja uśmiechnę się na to, może coś odpowiem i odejdę. Bo zaakceptowałam fakt, że niektórzy ludzie to mendy okropne są, że boją się myśleć, że tylko wymagają, zamiast też coś z siebie dawać. 
I wstaję rano i jadę i kupuję pędzle do malowania, zanoszę papiery na uczelnie i słyszę miłe słowa i wszyscy cieszą się na mój widok, że kontynuuję, że fajnie, powodzenia życzę, (nie)dziękuję, później kupuję szampony Barwa Ziołowa, które nigdzie dostać nie mogłam, ale wcześniej wstępuję do zielarskiego. Jem kapuśniaczka, jestem obiektem obserwacji, ale i sama obserwuję. Zrywam porzeczki i agrest i mówię na głos co chwilę, ze wykończę się chyba jak nie prześpię się choć trochę. Nadchodzi noc, a ja mam koszmary. 

poniedziałek, 18 lipca 2016

Myślę, że powrócę do malowania i spisałam sobie parę zestawów kredek które chce sobie kupić. Wysłałam dziś koleją partię CV, mam nadzieje, że w końcu ktoś się odezwie bo na gwałt potrzebuję gotówki.

wtorek, 12 lipca 2016

Bawiłam się super na weselu, ale może od początku to był staranny makijaż w tonacjach różowo brązowych z czarną kocią kreską i rude loki robione na lokówce przedpotopowej mojej mamy, poparzone palce i zepsuty lakier by na 5 minut przed przyjazdem Jego na gwałt jechać do sklepu i kupić drugi. Był stres potem, jego brat w lnianym garniturze z dredami i jazda do kościoła i już widziałam, ze coś się zaczyna z nim dziać ale tak to już jest z Najgorszymi ludźmi na świecie. Drżał z podniecenia, potem masa aluzji do jego wujków i cioć. Podaje ręce, uśmiecham się milion razy, mówię swoje imię, a willa jest piękna, później pyszne jedzenie, rosół z uszkami z mięsem bażanta, później gulasz z dzika, paszteciki z zająca, dobra muzyka, dużo pytań "od kiedy jesteście razem?" i na nic zdały sie tłumaczenia, że my nigdy, że to nie możliwe, na koniec była kłótnia, miłe rozmowy z chłopakiem z dredami, noc w hotelu, spanie na podłodze, rankiem bolący kark i wściekłość. 
Ale było super. 

piątek, 8 lipca 2016

No i tak było, milion spotkań kolejnych, były lody, masa komplementów, staranny makijaż, jutro wesele, były zakupy, multivitamin, make me brow i contour kit oraz pończochy, jutro będzie jeszcze bardziej staranny makijaż, czerwona sukienka, rude loki i szpilki, pończochy, karminowe usta i paznokcie i myślę że dobrze mi to zrobi. To wyjście do ludzi. Myślę, że zmieniłam się bardzo. Na lepsze. 



Ale proszę, nie zakochuj się we mnie. 

wtorek, 5 lipca 2016

I tak było. Tak mają ludzie którzy za dużo myślą, za dużo spekulują. Gdy otrzymałam te wiadomość od razu mój mózg poskładał fakty, jak się później okazało w złudną hipotezę i zdziwiłam się jak z tego wyszła RANDKA! Może to za dużo powiedziane, zwykłe spotkanie, było piwo, dużo spacerów, potem lody, które stały mi kołkiem w gardle i przełknąć ich nie mogłam, ze skrępowania, potem ławka nad jeziorkiem i interesujesz się fantastyką? Tak bardzo. A upodabniasz się do osób fantastycznych... Ja? No tak, masz takie fantastyczne oczy... i myślałam, że wyjdę z siebie ze śmiechu i z zażenowania. Że wstanę z tej ławki i pójdę utopić się w tym jeziorze, a później mnie przytulił, a ja się odsunęłam i co nie lubisz męskiego dotyku, a ja no co ty, lubię, a on no wiesz masz takie kształty, że trudno się oprzeć, wtedy już byłam pewna, że utopię się w tym jeziorze, już nawet wstałam, z myślą że zdechnę ale dał mi fajkę odpaliłam potem był kolejny nasz znajomy, kolejne piwo jak wróciłam do domu, napiłam się kolejnego i nie umiem odnaleźć się w sytuacjach w których ktoś mi okazuje zainteresowanie. Będzie wesele i milion spraw. Nie żałuję.

piątek, 1 lipca 2016

Idę środkiem chodnika, dziesięć centymetrów ponad nim i myślę, że wszystkim jest bardzo gorąco, ale dla mnie jeszcze za zimno jest by założyć krótkie spodenki, by zdjąć z siebie te warstwę milczenia, odkryć i przyznać się do wszystkich swoich słabości. Jeszcze jest dla mnie za zimno. 
Tego samego dnia wracam do domu i piję piwo z tatą i z tatą śmieję się, że buduje dla mnie złote tarasy, odbieram sms-y od natrętnego adoratora, czytam, słucham, milczę i się uśmiecham. 
A przede wszystkim tęsknię tylko nie wiem czy oni tęsknią za mną. 
Budzę się o 2.22 w nocy by kotłować się w pościeli jak w oceanie do 7.00 nad ranem, jem owsiankę z czereśniami i jadę odebrać indeks. Po drodze czytam Radio Armageddon i kupuję dwie szczotki do włosów, maskę i wcierkę. Uśmiecham się do pani z dziekanatu, którą bardzo lubię, która łapała mnie na paleniu i klnięciu tuż pod jej oknem, która śmiała się z tego i goniła mnie po mieście na pasach by spytać kiedy wreszcie oddam indeks bo inaczej skreślą mnie z listy studentów. No i skreślili. Myślę, że ona też mnie bardzo lubi. 
Wytrąciłam się z równowagi przed wczoraj i chwieję się na cienkiej linie raz z prawo, raz w lewo. Wypada mi serce i łapę je pośpiesznie, wkładam w swoje miejsce. Odganiam myśli, jak chmara much, bzyczą koło głowy. Staram się nie myśleć o osobach, które nie powinny tyle dla mnie znaczyć. 

środa, 29 czerwca 2016

Jestem teraz w takim miejscu z którego nie chcę nigdzie iść. I jestem na tyle wysoko, że mogę spojrzeć w dół, na przeszłość i trzeźwym, świeżym spojrzeniem ocenić wszytko, przetrawić, przeanalizować. I już nie ściska mnie w dołku tak mocno, nie boli mnie nic, nie serce, nie płuca, nie mięśnie, nie budzę się w nocy z koszmarami pod powiekami i z krzykiem na ustach. Choć czasem stopklatki przesuwają się przed oczami, to już nie wbijają mi swoich pazurów głęboko w krtań i mogę mówić normalnie. Spójnymi, przemyślanymi zdaniami, obdartymi z emocji- teraz i później. I gdy tak patrzę w dół na siebie z przed lat i na innych to myślę, że każdy ma swoją drogę do przejścia. Pytania w głębi siebie na które musi znaleźć odpowiedź. Sądzę, że jedną z ważniejszych rzeczy by być szczęśliwym to znaleźć miejsce w sobie, wtedy wszędzie będzie dobrze. 
I boję się trochę gdy na myśl  przychodzi mi, że pewnie będę musiała ruszyć na przód, bo wiecznie w miejscu stać nie chce, albo nie będę mogła. Bo rozwijanie się to dla mnie podstawa, bo chcę być lepsza, dla siebie, dla świata dla tych na których mi zależy. Bo może się zdarzyć, że zaczną mnie popychać do przodu, że zaczną deptać mi stopy, albo spychać na dół. Muszę uważać. 



Zbieram pieniądze na buty do biegania, potem robię listę zakupów, mama mówi, że włosy mi się zagęściły. Cieszę się jak dziecko, później kończę jedną książkę, zaczynam drugą -radio Armageddon, jem zdrowo, później w słuchawkach Wait a second Let me catch my breath, wcieram wcierkę we włosy, potem milion sms-ów, pytań bez odpowiedzi, remont i pan architekt, który chwali mnie za moje pomysły, mówi "świetne pomysły, dziecko, super! Będzie wyglądał jak dworek, ten Twój dom, gratuluje!" Ja się czerwienię, czuję się zmieszana widząc błyszczące oczy skierowane ku mnie, nie nawykłam do tego, że ktoś mnie zauważa, zwykle jestem niewidzialna Proszę Pana. 

czwartek, 23 czerwca 2016

czwartek, 16 czerwca 2016

Dobrze jest. Piszemy, potem jem masło orzechowe na waflach posypane żurawiną i wiórkami kokosowymi. Później słucham muzyki, szukam pracy, czytam książki. Śmieje się z tatą, dokuczam A.
Robię listę zakupów.

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Czuję się jakby dziura z którą się urodziłam w sercu, nagle się zapełniła. Jakby w ogóle jej nie było. Jakbym ją wyśniła. Stało się to tak nagle i niespodziewanie, bum, bach, pyk, ciach i nie ma i nagle widzę więcej złota wokoło siebie, nagle wszystko jest jaśniejsze, bardziej kolorowe, oświetlone. Czyżbym słońcem się stała? Swoim? Czyżbym nareszcie ruszyła wszystko wokół siebie?

piątek, 10 czerwca 2016

Udało się. Uwolniłam się dnia 6 czerwca roku 2016 przeskoczyłam pewną barierę. Coś w sobie pokonałam, zdałam sobie sprawę po co był ten ból, pot, żal i płacz i zrozumiałam go. Zaakceptowałam, teraz cieszę się, że mi się przydarzył bo dzięki temu spłonęłam i odrodziłam się jako nowa ja. Jak feniks z popiołów powstałam silniejsza, bardziej świadoma i teraz czuję przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Jakbym słońce tam miała, jakbym je połknęła i chodzę i świecę naokoło jak promyk. 
I trafiłam na te bliźniacze płomienie i naczytałam się o tym cierpieniu tych ludzi i przypomniało mi się to jak ja zwijałam się z bólu na łóżku, albo budziłam się w nocy cała zapłakana bo wiedziałam że myśli o mnie. I tak mówiłam do Boga słowa szeptem, i zapytałam się po co ja w ogóle to czytam i usłyszałam- możesz być z siebie dumna. I pierwszy raz byłam. 

wtorek, 7 czerwca 2016

Natrafiłam na ciekawego bloga o Twin Flames i Boże, błagam Cię, żebym nigdy czegoś takiego nie doznała. Dałeś mi bratnią dusze i ona mi wystarcza w zupełności. W zasadzie może dla kogoś wyda się to dziwne, ale coś w tym jest. Pamiętam jak z moja przyjaciółką... uch to było coś mistycznego i wszyscy nam tego zazdrościli i mówią do tej pory ty i K. to magiczna więź. Coś wspaniałego, też bym tak chciał. 
I nie ważne co się dzieje wiem że jestem dla niej ważna i ona też wie że znajduje się w sercu moim. Jest mi ciepło w piersi, w mostku tu obok serca.

niedziela, 5 czerwca 2016

Trochę mi lepiej, ale dalej tak pusto trochę. Chyba rozpadłam się kiedyś i teraz nie potrafię się posklejać. Chyba pokradli mi odłamki, brakuje mi części. Nie umiem poprawnie funkcjonować, szczególnie z ludźmi.

niedziela, 8 maja 2016

czwartek, 5 maja 2016

Kreuje sobie świat w którym czuje się bezpieczna, doceniona i kochana. Szkoda, że w rzeczywistość nie jest dla mnie taka łaskawa, niestety.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Trochę się źle czuje i płaczliwa jestem jak jakaś beksa. Pewnie dlatego że nie mam zajęcia żadnego, a z pracą ciężko jest nic nie ma. szukam i szukam i wysyłam i gówno. nikt sie nie odzywa.
jedyne co poprawia mi humot to ksiązki są i filmy, ale długo tak nie pociągnę. Nie ma szans.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Nie wiem o co mi chodzi, ale od kilku dni deszcz mi z oczu kapie kap kap, ale uśmiecham się szeroko bo nie jest mi źle, ale dobrze też mi nie jest. jest mi tak cholernie nijak i to mnie boli. Ale boje się wyjść ze swojej sfery bezpieczeństwa, bo jednego czego się boje to zranienia.

piątek, 1 kwietnia 2016

Anna już w połowie doskonale zdała sobie sprawę, że nie powinna była tego mówić. Przy końcu zdania, zacięła się lekko, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia dla ogólnego charakteru jej wypowiedzi, bo surowe rysy twarzy, które były charakterystyczne dla członków jej rodziny, odwalały większą część roboty. Zielone oczy błyszczały się jak u demona, a buńczucznie zadarty podbródek podkreślał jej bojowa postawę, która nijak nie szła w parze z tym co działo się wewnątrz jej. 
Oczy mężczyzny zabłyszczały się na złoto, a łagodne zazwyczaj rysy stężały pod wpływem potężnego gniewu. Anna miała niewyobrażalny talent do wyprowadzania z równowagi ludzi, nie uchowały się przed nią nawet największe ostoje spokoju takie jak pan B.
Pan B, znany też pod pseudonimem M***k zmarszczył brwi i wypluł parę słów w jej stronę, niby spodziewanie bo co innego mógł zrobić, ale mimo wszystko nie była gotowa usłyszeć tego co jej powiedział. W zasadzie Anna była dziwną osobą. Nigdy jej nie rozumiałam, no może z początku potrafiłam pojąć jej piękno wewnętrzne, ale nie wiem czemu chowała się pod tą maską zimnej, obojętnej suki. Z czasem wyblakła mi w oczach i jedyne co potrafiłam robić to nienawidzić jej całym sercem. I chyba każdy z nią tak miał. Po jakimś czasie z lekkiego niesmaku, niechęci subtelnej przechodził do nienawiści, obrzydzenia i rozczarowania. Anna zapętlała się, w oczach łzy stanęły jej, ale nie spłynęły co nie zdziwiło mnie nawet odrobiny. Anna nigdy nie płakała przy ludziach. Westchnęła tylko ciężko, na koniec prychając. I wyszła dumnie. Z pokoju. Z domu. Z siebie nie mogła. 
A chciała. 

wtorek, 29 marca 2016

Jest dobrze. Włosy mi nie lecą, nadal jestem w trakcie kuracji kozieradką i dokupiłam biotebal. Mam zamiar rozpocząć farbowanie henną i porzucić chemiczne farby.

wtorek, 15 marca 2016

Tęsknię bardzo i jest mi przykro, że nie jestem w stanie mieć wszystkich przy sobie- tych na których mi najbardziej zależy. Pogodziłam się z tym, ale chciałabym by było jak dawniej, ale w tych najpiękniejszych momentach. Niestety. Każdy żyje w swoim małym świecie i można tylko chcieć. Nic więcej.

niedziela, 13 marca 2016

Czasem jeszcze, kiedyś, pamiętam, że wtedy ble ble ble to przeszłość jest i może lubię wracać wspomnieniami do przeszłości to kurczowo jednak trzymam się tego co udało mi się wypracować z trudem przez te kilka lat mordęgi, szorowania po dnie twarzą, wspięłam sie po ścianie i nikt mi nie pomógł, nikt się nie litował tylko jeszcze sypali mi piachem w oczy. Wyczołgałam się z tego i nikt nie sprawi, że upadnę na kolana, mogę jedynie SAMA upaść. 
A tak swoja drogę to trochę zdruzgotana jestem tym, że ludzie wstydu nie mają, tylko sam tupet, hipokryzję i pogardę. Niech sobie idą i mówią, że oni mają to i tamto, a ja może tego nie mam co wy macie, ale mam za to, to co wy nigdy mieć nie będziecie. 
Dziękuję do widzenia. 

piątek, 11 marca 2016

Trochę rozespana chodzę ostatnio i źle sypiam po nocach, ale szczęśliwa jestem i spokojna bardzo, robię piękny makijaż i maluję usta na czerwono, planuje mnóstwo rzeczy, uśmiecham się do ludzi. Myślę nad sobą, trochę drżę w środku, trochę sie boję trochę gdybam, uciekam w swój swiat ale ostatecznie osiadam jak łódź ma mieliźnie i nie ma w tym nic złego, nie.

sobota, 27 lutego 2016

Tak napisałam tę pracę całą na "wydaje mi się" i  na "chyba tak to powinno wyglądać" potem oddałam ją z dziką pewnością, że źle będzie, a tu proszę telefon jeden i och wszystko wspaniale, będzie dobrze- broni się pani 3. 
Jak to 3?

 

niedziela, 7 lutego 2016

Źle się czuję, włosy nadal mi straszliwie wypadają, przez miesiąc wypadła mi ich aż połowa. Niby leki dostałam, a po nich nic, a nic lepiej nie jest. Zastanawiam się nad wizytą u trychologa. Wyglądam okropnie.

piątek, 5 lutego 2016

Włożyłam w to dużo pracy, sił wyplułam w to by wyczołgać się z dołu głębokiego prawie że otchłani. Zsunęłam się do środka po prostu od tak i nikt nie zauważył, ze mnie nie ma. Że krzyczę, a krzyk mój mieszał się z czarnymi mackami, wpychały mi się do gardła, do oczu, do nosa. Palce macały tylko lepką próżnię, nic więcej, tylko myśli milion ton i ciemność. Nic więcej.

wtorek, 2 lutego 2016

U mnie nic. Żyję życiem bohaterów, a styczeń minął mi na wcieraniu lekarstwa w całe ciało, na przemyśleniach, duszeniu się w myślach, na spokoju i nie spokoju na milionach tabletek na języku, na Mercedes Thompson i jej wilkołakach i nie wiem jak będę żyć normalnie po tym cyklu bo dawno nie spotkałam tak cudownej serii, jestem nią oczarowana. I skóra schodzi mi płatami, łamię paznokcie, piszę pracę, nadal nie śpię, piszę, jem słodycze, uśmiecham się więcej, chodzę do szpitala i trochę jestem lepsza dla siebie. 
To niby nic, a jednak. 

niedziela, 31 stycznia 2016

Jestem sobą bardzo zmęczona, a niektórymi ludźmi jeszcze bardziej. Od lekarza dostałam ładne białe piguły spokoju po których nie śnią mi sie koszmary. Jest względnie dobrze.

niedziela, 24 stycznia 2016



Myślę, że jak każdy normalny człowiek nie podobam się sobie i tyle. Każdy normalny człowiek nie jest z siebie zadowolony. „Kochaj siebie” nie jest zależne od urody. To coś innego – poznajesz siebie, akceptujesz i w związku z tym idziesz dalej. I to nie oznacza, żeby siebie uwielbiać i uważać, że jest się pięknym, czy nawet ładnym. To zaburzenie umysłowe, naprawdę tak uważam.
— Krystyna Janda

sobota, 23 stycznia 2016

Pochorowałam się, ale dzielnie walczę. Już przynajmniej wiem czemu włosy wypadały mi garściami. 
Mimo wszystko u mnie lepiej jest, jestem dzielna i nie wymagam aż tyle od siebie. 

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Byłam dla siebie zbyt niedobra ostatnio, nie dbałam o siebie, raniłam siebie najczęściej, okrutna byłam. Teraz to się zmieni, zadbam o siebie, o swoje poczucie komfortu. Będę myślała tylko o sobie.

niedziela, 17 stycznia 2016

Chyba za dużo od siebie wymagam, chyba biorę siebie zbyt poważnie.
Znowu wpadłam w sidła, nie wiem kto je zastawił, ale ponownie czuje sie jak mucha zaplątana w pajęczynę, bzyczę bzyk bzyk, próbuje się wydostać ale tylko coraz bardziej oblepiam się nićmi, duszę się powoli znów nastał czas ciężki dla mnie bardzo ciężki, ale spokojnie wiosną wiosna wszystko się zmieni. Może tym razem przestanę spać ze śmiercią pod powiekami, wyplewię te uczucia trujące z siebie. Pozbędę się wszystkich zanieczyszczeń z umysłu. Zakwitnę.

sobota, 16 stycznia 2016

Rzygać mi się chce moim życiem i ktoś powie pff przecież to ty trzymasz ster, ty jesteś panem swego losu, to twoje życie musisz wstać i iść w kierunku celu nic więcej ble ble ble, a ja im na to jedną rzecz powiem że żeby mieć inne życie czasami trzeba się urodzić kimś innym nic więcej. 







Gdyby moja osobowość miała twarz dałabym jej w mordę. 

piątek, 15 stycznia 2016

Chciałabym pomyśleć o tym jutro, a najlepiej nigdy, niestety pomyślałam o tym dzisiaj.
Mam wiele ulubionych bohaterów książkowych/ serialowych i jak nie wiem jak się zachować w jakiejś sytuacji, to zachowuję się jak oni, albo myślę jak oni by się zachowali, samej w ogóle się nie zachowując. To pozwala mi jakoś przetrwać.
Czasem jeszcze boli mnie serce, czasem budzę się o zmroku ze ściskiem w klatce piersiowej, czasem jeszcze zasnąć nie mogę a zegarek mówi że trzecia w nocy jest. Więc zamykam oczy, ale coś do mnie mówi, to myśli tak mówią, wierszem szepczą wszystko, chyba jestem zazdrosna, chyba trochę, ale potem przypominam sobie że lubię ryzykować, ale pod warunkiem że wiem na czym stoję i pytam siebie chcesz cierpieć? Chcesz płakać. Trochę przechodzi, trochę się uspokajam. Rano budzę się, jem śniadanie, piję herbatę zieloną i przychodzą moje 25 książek i w ułamku sekundy staję się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

środa, 13 stycznia 2016

Zamówiłam sobie książek za prawie 600 zł, rodzice śmieją się, że chyba znów nie będą mieć dziecka.

niedziela, 10 stycznia 2016

piątek, 8 stycznia 2016

Modlę się do Boga zawsze gdy przymykam oczy, mówię do niego Boże chroń mnie od idiotów, albo proszę go, żeby idioci wymarli, ale on chyba mnie nie słyszy, chyba jest za wysoko.

wtorek, 5 stycznia 2016

Podobno cierpieć można też w wyrafinowany sposób, nie wiem czy cierpię, a jeśli już to umieram bardziej w środku, bo na zewnątrz jestem jak skorupa. Nauczyłam się nie okazywać słabości bo ludzie to wykorzystują.

niedziela, 3 stycznia 2016

Skończyło się tak jak się zaczęło, czyli smutno, gorzko ze szczyptą rozczarowania. Wtedy deszcz chyba padał albo ja tak płakałam, nie wiem, wiem za to,  że pachniało skoszoną trawą, a w tle jak muzyka słychać było ludzkie rozmowy. Siedziałam na ławce w parku i udawałam że mnie nie ma, tak jak miałam to w zwyczaju. Było mi trochę przykro, a przynajmniej tak sobie wmawiałam, bo w rzeczywistości było mi cholernie przykro. Czułam się samotna, bezradna, samotna, nielubiana i jeszcze raz samotna. To uczucie było jak pająk. Powoli wkradło się do życia, niezauważone i zaczęło pleść te swoją pajęczynę, to tu to tam, aż w końcu ocknęłam się sama. Całkiem sama. 
Poznałam go całkiem przypadkiem. Z resztą większość niesamowitych rzeczy dzieje się z przypadku. Tym razem dzień był jeszcze bardziej do dupy, spóźniona do pracy, lało jak z cebra, o głodzie wpadłam do biura i z wejścia dostałam do niańczenia pisklaka- za karę. 
Może i był dobrze zbudowany i trochę wyższy ode mnie, ale te rozczochrane włosy i szczenięce oczy, które zawsze wlepiał we mnie kiedy nie radził sobie z jakimś zadaniem. Jak dziecko, jak pierwszoroczniak łapiący się spódnicy wychowawczyni. Niezmiernie mnie to irytowało.