czwartek, 3 listopada 2016

Okazjonalnie wychylam się już zza osłony, którą sobie wybudowałam. Ostatnio też to zrobiłam i prawie zostałam zabita ponownie. Na szczęście tylko musnęło mnie to, nie dosięgło i wróciłam przestraszona ponownie do stałego miejsca pobytu i płakałam dwa tygodnie lub więcej. Potem obgryzałam paznokcie i wargi do krwi zagryzałam i szłam tam gdzie iść nie chciałam, a musiałam. Niestety. Koszmary w nocy, błogi spokój w dzień, zdarza się, że miejsca nie mogę znaleźć sobie i błąkam się od myśli do myśli i gdybań, a jak wiadomo gdybania są przeklęte, są jak narkotyk zgubne, prowadzą donikąd. A ja właśnie niedawno przecież wróciłam znikąd i szybko pośpiesznie przestaje to robić, z sercem tłukącym się o żebra jak kanarek tłucze się o pręty klatki, potem wita mnie duży żółty pies i taki sam łaciaty. Później płaczę znowu w nocy, histerię jakąś mam. Rankiem wstaję otrzepuję się jak pies, jak pitt bull. Idę po to co moje, po to co mi się należy, a co nikt nie może mi wydzielać. 
Amen. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz