Pani zima. Chyba tak
powinnam się nazywać. I to jest tak jakby kryształ lodu utkwił Ci
w sercu malutkim, jeszcze kiedyś ciepłe było, jeszcze biło cicho,
teraz zimne jest, jakby martwe, a jest tylko zamrożone. I chodzisz
tak ulicami, mijasz tych ludzi, taka zimna, taka obojętna i krucha
jednocześnie, bo wystarczy tylko słowo, albo spojrzenie zwykłe gdy
masz gorszy dzień i rozpadasz się, tłuczesz na kawałeczki, drobne
jak groch, albo mak. Zimne dłonie suche, drżące, zęby
szczękające, spierzchnięte usta. Ledwo stawiasz stopy do przodu i
wszystko się sypie jak śnieg biały z nieba i patrzysz tylko, bo
tylko to możesz robić i czekasz. Czekasz aż ktoś przyjdzie,
spojrzy na Ciebie, a to spojrzenie będzie ciepłe jak słońce w
lecie, jak kwiaty na wiosnę piękne, niosące nadzieje, energię,
siłę i spojrzy tak na Ciebie tym wzrokiem, a Ty rozpuścisz się
od tak po prostu, jakby ten lód cały nie istniał w ogóle. I
wyciągnie dłonie, weźmie cię w nie i wreszcie będzie ci ciepło.
To Ty, bo na mnie
chyba jest już za późno, chyba zamarzłam już całkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz