Anna już w połowie doskonale zdała sobie sprawę, że nie powinna była tego mówić. Przy końcu zdania, zacięła się lekko, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia dla ogólnego charakteru jej wypowiedzi, bo surowe rysy twarzy, które były charakterystyczne dla członków jej rodziny, odwalały większą część roboty. Zielone oczy błyszczały się jak u demona, a buńczucznie zadarty podbródek podkreślał jej bojowa postawę, która nijak nie szła w parze z tym co działo się wewnątrz jej.
Oczy mężczyzny zabłyszczały się na złoto, a łagodne zazwyczaj rysy stężały pod wpływem potężnego gniewu. Anna miała niewyobrażalny talent do wyprowadzania z równowagi ludzi, nie uchowały się przed nią nawet największe ostoje spokoju takie jak pan B.
Pan B, znany też pod pseudonimem M***k zmarszczył brwi i wypluł parę słów w jej stronę, niby spodziewanie bo co innego mógł zrobić, ale mimo wszystko nie była gotowa usłyszeć tego co jej powiedział. W zasadzie Anna była dziwną osobą. Nigdy jej nie rozumiałam, no może z początku potrafiłam pojąć jej piękno wewnętrzne, ale nie wiem czemu chowała się pod tą maską zimnej, obojętnej suki. Z czasem wyblakła mi w oczach i jedyne co potrafiłam robić to nienawidzić jej całym sercem. I chyba każdy z nią tak miał. Po jakimś czasie z lekkiego niesmaku, niechęci subtelnej przechodził do nienawiści, obrzydzenia i rozczarowania. Anna zapętlała się, w oczach łzy stanęły jej, ale nie spłynęły co nie zdziwiło mnie nawet odrobiny. Anna nigdy nie płakała przy ludziach. Westchnęła tylko ciężko, na koniec prychając. I wyszła dumnie. Z pokoju. Z domu. Z siebie nie mogła.
A chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz