piątek, 1 lipca 2016

Budzę się o 2.22 w nocy by kotłować się w pościeli jak w oceanie do 7.00 nad ranem, jem owsiankę z czereśniami i jadę odebrać indeks. Po drodze czytam Radio Armageddon i kupuję dwie szczotki do włosów, maskę i wcierkę. Uśmiecham się do pani z dziekanatu, którą bardzo lubię, która łapała mnie na paleniu i klnięciu tuż pod jej oknem, która śmiała się z tego i goniła mnie po mieście na pasach by spytać kiedy wreszcie oddam indeks bo inaczej skreślą mnie z listy studentów. No i skreślili. Myślę, że ona też mnie bardzo lubi. 
Wytrąciłam się z równowagi przed wczoraj i chwieję się na cienkiej linie raz z prawo, raz w lewo. Wypada mi serce i łapę je pośpiesznie, wkładam w swoje miejsce. Odganiam myśli, jak chmara much, bzyczą koło głowy. Staram się nie myśleć o osobach, które nie powinny tyle dla mnie znaczyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz