środa, 31 grudnia 2014

2014 rozkruszył mi się w dłoniach jakby w ogóle nie istniał. Pamiętam dokładnie styczeń, sam początek kiedy umierałam i odradzałam się w każdej sekundzie dnia i nocy. Gdy szarpało mnie za żyły, rozsadzało je. Budziłam się zalana krwią, posoka spływała z oczu, nikła w bluzce, tworzyła drogi po podłodze drewnianej, chodziłam nimi i dopiero później odważyłam się zboczyć. Przełom. Więcej tlenu, więcej pewności siebie, mniej naiwności.
2015.
Chcę więcej chłonąć, więcej i więcej. I bardziej być i bardziej żyć, Jeszcze bardziej niż do tej pory. Chcę zdobywać szczyty, uśmiechy, wyłapywać iskry z oczu ludzi, łapać drobne zmarszczki w dłonie, pamiętać subtelne uchylenia ust, czy lekki dotyk zimnych palców. Czuć słodki zapach róż, wyłapywać zmiany na pięciolinii. Chcę widzieć więcej, spostrzegać, chce zdobyć swój cel. Schudnąć, zapuścić włosy. Studia wymarzone, praca, chcę usamodzielnić się. Chcę stać się wolna, przecisnąć się przez kraty które stawiają mi ludzie. Muszę tylko znaleźć w sobie pewność siebie.

Cel. 53/54

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Dni biegną jak oszalałe, wywalają jęzory aż po kolana, ale nie zatrzymują się. Są niestrudzone. Rozrywają przyszłość, wchodzą brutalnie między szczeliny. Ciągną mnie za sobą za włosy, wyrywają nocy, oddają objęciom słońcu przymglonemu, sennemu. Nie odchodzę w sen zimowy, już nie dotyczą mnie smutki, jestem i stoję twardo na ziemi. Nie wzruszy mnie słowo, łza czy nóż rzucony w moją stronę.



poniedziałek, 15 grudnia 2014

Zawsze choruje jak jestem tam sama, nie mam co zrobić z dłońmi więc wiążę je w supeł i śpię całymi dniami i łykam prochy na uspokojenie, choć przestają działać, to łudzę się, że za sekundę ostrężyny zamienią się znów w żebra i przestaną rozszarpywać mi wnętrzności i skórę. Łykam słowa z powrotem i próbuję rozgryźć kolejny grymas na jej twarzy.
Zaparłam się hardo od teraz na dietę. Nie będę tak wyglądać. Oj nie.

niedziela, 14 grudnia 2014

Podobno francuski mówią tak gdy myślą nie, a mówią nie gdy myślą tak. Ja nie jestem francuską ale większość osób oblepia mnie flagami tego kraju. Lubują się w wciskaniu swoich zbędnych rad, krytykowaniu. Gdy pije herbatę z brudnego kubka oni swoja żłopią z pozłacanej filiżanki. Lubię siebie za ten nieład i za ten nieład też się nienawidzę.
Chowam się za kratami, uciekam przed ramami w które na siłę wciskają mnie ludzie. Chce być sobą, nie francuską, nie gwiazda, nie kobietą, chce być tylko sobą.

sobota, 13 grudnia 2014

Kilka szponów wbija mi się między żebra, coś w środku chce się wydostać jak obcy, jestem jak ćma trzepocze skrzydłami pudrowymi desperacko z roztargnieniem zmieniam kierunek raz w dół raz w górę, to w prawo, to w lewo. I marzę, że dolecę do księżyca wielkiego jasnego tymczasem łapię się w pułapkę pod klosz, nie mogę się wydostać. Jest tak jasno. Bolą mnie oczy. Umieram powoli. Zasycham. Niedługo opadnie moje drobne ciałko i stanę się ozdobą lub śmieciem zamkniętym w karniszu.

czwartek, 11 grudnia 2014

Chroniczne zmęczenie osadza się na ściankach komórek, jak bakterie, rozpleniają się tłuste jak smoła, głowa opada mimo myśli lekkich jak ćmy kołatające się prószą mi pyłem po oczach przez co mrużę je nieustannie, papieros i herbata mufinkowa kłębią się w pokoju mleczną mgłą, wrzos z biedronki o którego tak dbałam zrobił mi na złość i umarł.
Może to przez nadmiar miłości?

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Niebo opadło dziś na ziemię, osnuło nas swoimi dłońmi, wplotło mi palce we włosy i złożyło zimny pocałunek na ustach. Słodki sernik rozpuszcza się jak chmurka na języku, zastępując gorzki posmak koszmarów sennych. Słowa spadają z jej ust do kawy z cichym pluskiem, rozpuszczają się wolno, oddech splamiony żalem i wyrzutami sumienia prześlizguję się po stole i łapie mnie za gardło. Krótkie wyjaśnienia, skąpy uśmiech, pozorna łata na relacje między ludzkie.


niedziela, 7 grudnia 2014

Całą noc rzucam się w pościeli między jednym snem a koszmarem sennym, rankiem gdy słońce na dobre rozgościło się na niebie i w moim pokoju z trudem unoszę powieki, jak zasłony ciemne, zakurzone, brudne. Skostniałe wspomnienia nie zdołały zniknąć przez całą noc tylko powoli weszły do pokoju siadając na łóżku i tym swoim siedzeniem nie dając mi spokoju, chciałabym by wyszły i na dobre zniknęły z mojego życia. Miękkie ciało znów zaczyna przeszkadzać mi w funkcjonowaniu, czuję się jak poduszka, jak puch gęsi, albo chmurka biała, puchata.
Chciałabym być głupsza niż jestem, chciałabym nie mieć tego serca i być jak inni ludzie otoczeni znieczulicą, tymczasem po obejrzeniu filmiku ukazującego jak w brutalny sposób wyrywane jest futerko z żyjących króliczków które krzyczą z bólu, płacze już drugi dzień i z nerwów wymiotuję bo nic nie mogę zrobić a tak bardzo chciałabym im pomóc, tym wszystkim zwierzaczkom biednym, chciałabym je przygarnąć i tulić do serca już do końca naszych dni.
Nie dałabym ich skrzywdzić.

piątek, 5 grudnia 2014

Czekolada.

"Ludzie , którzy pragną być na czasie, przemijają razem z nim"



Pachnę czekoladą jak słodycz rozpływam się w twoich ustach, oczach, nie dam się dotknąć, możesz tylko mi się przyglądać i marzyć o tym, że kiedyś nadejdzie dzień w którym twoje dłonie zanurkują mi w burzy włosów, że przyciągniesz mnie do siebie mocno i nie oddasz światu już nigdy, ja tymczasem chowam się za stertą książek o tym jak być perfekcyjną kobietą sukcesu, kobieta swoich marzeń. Ciągle wspinam się pod górkę, los rzuca mi kłody pod nogi, ale ja się nie poddaję. Nie poddam się, nie poddam się, nie poddam się, nie poddam się.




Piwo.

czwartek, 4 grudnia 2014

Spomiędzy wszystkich wspomnień staram się wyłapywać te najpiękniejsze podszyte nadzieją, słowa rzucane w przestrzeń odbijają się z głuchym dudnieniem od czterech ścian pustego pokoju, bałagan jest wszędzie w całym domu, w całym moim życiu, gdzieś pomiędzy kartkami znajduje twój ciepły oddech, może kiedyś skończę z byciem naiwną suką, ale dziś jeszcze drżą mi ramiona.

środa, 3 grudnia 2014

Nie mogę zapomnieć tych słów choć usilnie staram się nie gmerać w pamięci to wraca szczególnie wieczorem na noc, samą chce uciec do Morfeusza ale tej nocy nie zdołał mnie uratować, zrobiły to tabletki, cała garść dopiero wtedy zasnęłam niespokojnie, tocząc bitwę z rzeczywistością. Rankiem budzę się zbyt obolała by o tym myśleć, zmęczenie zlepia mi powieki i marzę o tym żeby spać dalej a usnąć nie mogę i leżę tak w pościeli upojona optymizmem, a wiem że wieczorem znów stoczę bitwę o sen.
Przez sen mówię, układam wiersze, modlę się i opadam zapach cynamonu roznosi się po pokoju. Czekoladą pachną mi włosy, zraniłam się w palec niby wrzecionem.

czwartek, 20 listopada 2014

Stan mój nie powinien mnie dziwić.
Nie powinnam budzić się 15 godzin od przymknięcia powiek i zdziwić się
jak to?
Jak to, że położyłam się zmęczona i wstaję zmęczona?
Jak to, że jestem sama?
Że chce mi się płakać, że nie chce wstać, bo to cholernie niewygodne łóżko staje się nagle jak usłane różami. Wszystkie sprężyny wbijające się w żebra nagle znikają i pozostaje tylko cudowny sen, żadnej rzeczywistości. Żadnych łez. Nic. Tylko pustka.
Ciemne macki, ciężkie obłapiają cię, duszą, ciągną na samo dno. W czarną bezdenną otchłań. Nawet nie masz się komu wyżalić, bo nie masz, bo każdy ma swoje życie.



nie wiem jak to jest że widzę jak inni rozkwitają, huj że jesień inni puszczają pąki, piękne kolorowe kwiaty a ja stoję w miejscu. W jednym martwym punkcie i nie umiem się ruszyć. Nie umiem.

środa, 19 listopada 2014

Zaciskam dłonie
na szyi twej
z lubością patrzę
na strachu biel
na oczy półżywe
na język połmartwy
w oddechu urwanym
topię się
i śmieję się skrycie
i głośno się śmieje!
ze śmierci ukrytej za tobą.
I krwią spluwasz
ja jadem
i szepczesz coś cicho
nim oczy twe pustką za zioną
opadasz już zimny
spokojny
niewinny
na ziemię pokrytą mym jadem.

Szare dni mnie zawstydzają
onieśmielają
mnie nagie gałęzie drzew
gdzieś między niebem, a ziemią
znajdujemy się
unosimy się
na wietrze
by spomiędzy ust dni
wyłapywać krople
i choć uciekasz
to i tak wracasz
tam gdzie stałeś
jak złodziej.
Kradniesz wspomnienia.

wtorek, 18 listopada 2014

Stęsknionym słowem żegnam cię
ściskając w sercu gdzieś na dnie
wspomnienia nasze
obietnice
Będące skrycie
fundamentem mym
choć w głowie huczą nadal mi
myśli straszliwe
podejrzliwe
to dzielnie pływam po powierzchni
i nie dam się
i nie utonę.



Choć mogę.

wtorek, 11 listopada 2014

Stałam się głodna w zły sposób
gdy łapię
Ogryzki dni
i ochłapy nocy
spękane usta
zagryzam
zimny naskórek
zdrapuję
Ma duże oczy
zielone
niepokój w sercu
i w duszy
choć wczoraj deszcz kropił
żałośnie
nie rozpuścił mnie
nie zniszczył
tylko nadkruszył
troszeczkę.

A chciałam zniknąć
i się nie obudzić.
Tylko śnić wieczność całą
i całą wieczność się budzić
to żyję nadal w przestrzeni
martwej
pustej
matowej.

Może to monotonia tak na mnie działa, może to wszystko budzi się wtedy kiedy ja pragnę zasnąć najbardziej. Widzę ludzi odzianych w garnitury. Znikają wtedy gdy zdążę otworzyć szeroko oczy. Rozpływają się jak duchy. Ja tez kiedyś się tak rozpłynę, każdy z nas będzie znikał wtedy kiedy będzie chciał być jak najwyraźniej widoczny. Życie składa się z paradoksów ironii i sarkazmów. Szczęście w nieszczęściu.

niedziela, 9 listopada 2014

Co kupić?
Maska aloesowa- Equilibra
Odżywka firmy Equilibra
Maska aloesowa, Natur Vital
Kallos- bananowa
Odżywka intensywnie regenerująca, Artiste
Balsam łopianowy- Green Pharmacy
Balsam aloesowy- Mrs Potters

 Mam hopla na punkcie włosów, na punkcie wagi, na punkcie psów, na punkcie prywatności... wielopunktowe jest to życie moje. 


Kupić:
Revlon najjaśniejszy. 




Byłam światkiem wypadku od którego włos staję dęba na głowie, a zilmne ciarki niczym stado rumaków przebiegają wzdłuż pleców. Przez takie rzeczy człowiek myśli ile warte jest ludzkie życie?
Ile warte jest życie tej czternastoletniej dziewczynki?
około 120km/h i popis przed znajomymi?
szybsze dotarcie do celu?
Ile warte jest Twoje życie?

czwartek, 6 listopada 2014

Pamiętam, że jako dziecko lubiłam chłodne, zimne miesiące. Jesień kojarzyła mi się z grubymi swetrami, z ciepłym mlekiem i zabawami w berka pośród kolorowych liści. W zimę lubiłam jeździć na sankach, rzucać się śnieżkami. Zawsze siadałam w oknie przykryta kocem z kubkiem ciepłego kakao i patrzyłam jak grube płatki śniegu szaleją na zewnątrz. Lubiłam to.
Teraz jesień kojarzy mi się ze snem, z odlatującymi ptakami, ze śmiercią. Przynosi ze sobą melancholię, obawy, strach. Zimna jest za zimna. Za samotna. Za mało w niej radości, a może to wina tego, że dorosłam? Może jako dziecko umiałam doceniać rzeczy małe, a teraz ciągle mi mało. Ciągle czuję niedosyt? Jestem kawałkiem puzzla. Nie pasuję do tej układanki, a oni na siłę próbują mnie dopasować. Moim kosztem. Nie swoim.
Muszę coś z tym zrobić, bo inaczej zwiędnę jak mój wrzos na półce.
Chyba go zabiłam opuszczając go na dłuższy czas.
Umarł w/z samotności.

środa, 5 listopada 2014

Od kilkunastu lat chodzę ze skrzydłami, a nie mogę ich rozwinąć. To naprawdę straszne uczucie chodzić po ziemi ze świadomością że umie się latać.
Dlatego choruje.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Chciałabym zaznać spokoju. Podobnego do tego podczas zasypiania ze świadomością, że następnego ranka nic Cię nie czeka tylko błogie lenistwo. Chciałabym zaznać takiego spokoju na co dzień, by nie musieć kisić się w złości i w szaleństwie cały czas. Mam ochotę rozdrapać skórę aż do krwi, morduje wszystkich dookoła w myślach, zabijam ich w okrutny sposób. Łykam za dużo leków na uspokojenie ale nic nie pomaga, muzyka nie pomaga, ćwiczenia nie pomagają, pisanie też nie. Nic. Mam ochotę od nich uciec, rozbić telefon o ścianę, przez okno wyrzucić laptopa. Chcę przestać istnieć dla wszystkich, a najbardziej dla siebie.
Nie mogę wytrzymać.



O schudłaś jak mogłaś, o jakie piękne i lśniące masz włosy, jak to zrobiłaś, o jezu olej na włosy jakie to fe i ble i matko myjesz włosy żelem intymnym jesteś dziwolągiem bo nie jesz fast foodów i chudniesz i ćwiczysz a przecież nie możesz bo oni siedzą na grubych dupach i nic nie robią więc ty też nie możesz nic robić.
Chyba za to najbardziej nienawidzę ludzi.

niedziela, 2 listopada 2014

Nie ma we mnie nic
z życia
nic z bycia
rozkruszam słowa
na skórze
wzgórze
uśmiecha się do mnie
ponurze
kwiatki w moim ogrodzie
umarły
serca
umysły
i dusze
też.
Tylko te cholerne myśli nadal żyją.

wtorek, 21 października 2014

Tańczę na krawędzi, lubię wkładać ręce do ogniska i liczyć na to że się nie sparzę. Zawsze cofam się kiedy wszyscy idą na przód, a gdy skręcają ja idę prosto. Nie robię celowo takich rzeczy, choć łzy mi sie kręcą i gdzieś w środku drżę ostre szpilki wkładają mi do oczu.
Wykrochmalili mnie albo sama siebie
wyczyściłam
ze wszystkich plam
zatańczyć z Tobą tango chcę w taki sposób aby świat znów był nasz
śni mi się po nocy
przytula mnie ma niebieskie oczy
i jest wolny od obłudy, kłamstw i egoizmu.
Jest tylko dla mnie.
A ja jestem tylko dla niego.

poniedziałek, 20 października 2014

Nie umiem już nawet nienawidzić, czy przytrzymać nawet smutku czy żalu w sobie na dłużej nie umiem. Mogę być już tylko pusta, obojętna jak głaz, jak posąg z marmuru, moje oczy przesuwają się po szarych cieniach, mijają mnie i uśmiecham się ale nie czuję nic, już wolałam płakać każdego ranka gdy wschodziło słońce i miotać się w ciele przez cały dzień, by wieczorem skulic się w kącie ze strachu i drżeć, przynajmniej wtedy wiedziałam, że jestem człowiekiem.
Kim teraz jetem?



A może przyzwyczaiłam się, że dla ludzi nie znaczę więcej niż rzecz i sama stałam się dla siebie rzeczą?

niedziela, 19 października 2014

Myślami błądzę gdzieś daleko, duchem jestem w odległym świecie tam gdzie jestem bezpieczna, gdzie mogę zanurzyć się w miękkiej pościeli, moje miasto ma zbyt wiele krętych dróg, ślepych uliczek. Często w nie wchodzę, po omacku szukam wyjścia. Sama błądzę po tym mieście, sama upadam, wstaje. Wino tanie musuje mi w żyłach jak oranżada. Chcę wybuchnąć i płaczę słowami, bo ktoś znowu potraktował mnie tak jak sobie na to nie zasłużyłam.
Nie zasłużyłam.
Nawet w 1%



Dawniej powiedziałabym chodź ucieknijmy razem, na koniec świata. Z tego miasta małego, od tych ludzi zgniłych, zawistnych, zepsutych, ale teraz już nie odpowiesz na moje zawołanie. Nie usłyszysz tego nawet. Masz już zwoje miasto z nim, ja mam swoje miasto sama.

niedziela, 12 października 2014

Mimo że za nią nie przepadam to muszę przyznać, że jest piękna tego roku ta Jesień.
Może wyczuła, że się jej boje bardziej niż zawsze i postanowiła otuliła mnie złotem, brązem, czerwienią i pomarańczą. nie zalała mnie deszczem więc i ja nie zalałam się łzami. Odkrywa mi niebo błękitne i słońce jasne.
Nie jest bezlitosna ta Jesień jak myślałam zawsze.

sobota, 11 października 2014

Zawsze nie mogłaś pogodzić się z końcem wszystkiego, nowa rzeczywistość w której nie ma nic, nie ma nikogo prócz samej ciebie. Stoisz po środku pokoju z czterema sterylnie śnieżnobiałymi ścianami. Są coraz bliżej. Cykanie zegara dudni ci w głowie, a może to serce tak bije?
Tysiąc jednakowych drzwi. 
W które chcesz wejść?
Którą drogę teraz wybierzesz?
Gdzie pójdziesz, o Mój Słodki Aniele, na jakiej ścieżce teraz będziesz się potykać.
Wraz z odlotem ptaków przylatują myśli które mogłyby spłonąć, gdzieś się skruszyć, zawieruszyć.
Było tak dobrze, ale historia lubi zataczać koło.
Znów czuję się jak bym miała kilka lat.
Nie mam nikogo.
Jestem sama.
I muszę liczyć tylko na siebie.

piątek, 3 października 2014

Te kilkadziesiąt kartek kalendarza temu, te kilka tysięcy cyknięć zegara temu pozwoliłam sobie na to by uczucia za bardzo mnie przygniotły, rozszarpały od wewnątrz. Zadały mi chyba zbyt dużo ran i powoli wykrwawiłam się z wszelkich słów. Umarłam. Zasnęłam na wieki. Tamta Lilithiel umarła. Wyzbyłam się pięknych metafor, przenośni, tych słów, które tak słodko rozpuszczały mi się na języku i może były bolesne, ale niosły ze sobą ukojenie i satysfakcje. Teraz jestem pusta i głupia. I czuję się taka nie taka. Taka prosta, obojętna, bezbarwna.
I mimo że rano wstaję to jestem jak maszyna. Działam mechanicznie, już nawet nie myślę, nie mam myśli. I wolałam już płakać, snuć sie z kąta w kąt, nie spać całe noce, niż być taka...
Taka jak bym umarła już dawno, a przecież żyje.

piątek, 12 września 2014

Jest mi przykro bardzo, bo moja wyobraźnia unosi mnie nad ziemią kilka kilometrów, już nie metrów. Gdzieś błąkam się między obłokami, miedzy zakrętami, przesuwam od czasu do czasu nogami po ziemi, wolałabym iść po niej twardo, a nie znajdować się pomiędzy. Potrzebuję pilnie kogoś kto nauczy mnie miękko osiadać na ziemi, kto mnie złapie w ramiona, da mi bezpieczeństwo, kogoś kto zobaczy coś pięknego we mnie.
Nie w tym cholernym ciele.
A w mojej duszy drżącej.
Czyli we mnie.

środa, 10 września 2014

Boję się, mamo,
że upadnę
i nie będzie
nikogo
kto by mnie złapał;
że będę lecieć
przeraźliwie długo
niżej niż na
dół
Boję się, mamo,
że zabłądzę
na prostej drodze
że się pomylę
zresztą
nie pierwszy
raz
Boję się, mamo,
że on zniknie
wiesz, ten ktoś,
kogo pokocham
całym sercem bladym
chociaż
mówią, że go już
nie mam.
  






Z lodu są twoje oczy
I z lodu są twoje usta
zimne
jak twoje słowa.
Jesteś z lodu wykuta.
Chłodna i niedostępna.
Jesteś spragniona miłości.
Ciepła i niewinności.
Jesteś spragniona czułości
bezpieczeństwa
zwykłej troski.
Chyba niewiele wymagasz.

wtorek, 9 września 2014

" Jeśli coś było na tyle ważne, że nie możesz o tym zapomnieć wiedz, że musi do ciebie wrócić. Może w innej osobie, innym miejscu, czasie, ale wróci."-Dostojewski

 Jeszcze się sklejam jakoś, jeszcze jakoś wstaję rano i gotuję dietetyczne śniadania, lancze, obiady kolację. pracuje nad sobą ciężko, tak ciężko jest być mną. Może faktycznie jestem chora. Może ludzie mówili mi prawdę, może oni mnie kochają. Kocham ich i ich nienawidzę i mam do nich żal i czuję smutek i radość jednocześnie. I wszystko jak w kotle we mnie buzuje. I chyba jest jasno, ale tam gdzie ja stoję jest ciągle noc.
Może to jesień na mnie tak w pływa, może to przez te chłodne poranki i te samotne wieczory.
Moje ciało przestało być rajem.

poniedziałek, 8 września 2014

"Dziś rano cały świat kupiłem, gwiazdy i słońce, morze, las, i serca, lądy i rzek żyły, Ciebie i siebie, przestrzeń, czas. Dziś rano cały świat kupiłem, za jedno serce cały świat, nad gwiazdy szczęściem się wybiłem, nad czas i morskie głębie lat... Gorące morza sercem płyną - - pozłocie nieprzebytych sław, gdzieś rzeki nocy mnie wyminą w głębokich morzach złotych traw. Chcę czerwień zerwać z kwiatów polnych, czerwienią nocy spalić krew, jak piersi nieba chcę być wolny, w chmury się wbić w koronach drzew."
K.K.Baczyński



Nie wiem jak wy, ale ja zawsze rozsypuję się na około pół roku. Pod koniec sklejam się jakoś by funkcjonować normalnie przez następne sześć miesięcy. I tak sobie chodzę i działam całkiem sprawnie, nawet bardzo dobrze. Śmieję się, nawet bywam szczęśliwa, a może to złudzenie. Bo w tym okresie jestem zabiegana, bo uciekam ciągle przed sobą.
Da się.
Na te sześć miesięcy gdy słońce piecze Cię w skórę, gdy wypala Ci oczy spływają wzdłuż policzków, trawa jest zielona, niebo jest niebieskie. Kwiaty są wielobarwne da się uciec od siebie.
Wtedy mam duże pole do manewru, mam więcej czasu, mniej obowiązków więc uciekam w tym czasie od siebie jak najdalej. Oddzielam starannie dusze od ciała i uciekam, hen hen he daleko jak najdalej w stronę jasnego światła nie odwracam się do tyłu.
Nie oglądam.
Ale gdy tylko zardzewieją liście, gdy niebo przykryje gruba warstwa chmur, dzień jest krótszy a noc jest dłuższa. Wtedy dusza z hukiem wraca na swoje miejsce, wtedy jakimś dziwnym trafem nawet myśli mnie doganiają czasami nawet te przeterminowane. Na tę cholerną Jesień nawet dzieje się więcej przykrych zdarzeń. Na jesień palę więcej papierosów, piję więcej herbaty, więcej też płaczę truję się i gdybam. Jest mi ciągle zimno i ciągle smutno i ciągle samotnie.
Samotnie.
Samotnie.
Samotnie.
Samotnie.


Chciałabym kota.
Każda porządna smutna kobieta w tych czasach ma kota.
Więc chciałabym kota.





Wyleciałam sercem z gniazda.

sobota, 6 września 2014

Jest mi zbyt dobrze by udawać, że mnie to nie dotyczy.
Jestem cierpliwa i poczekam.
Zobaczymy co z tego będzie.

piątek, 5 września 2014

Nie potrafię żyć w jednym miejscu, bo jeśli zbyt długo przebywam z ludźmi to zaczynam się do nich przywiązywać, liczyć z ich zdaniem, ich opinią, uczuciami. Zaczyna mi na nich zależeć, a przestaje mi zależeć na sobie. Nienawidzę siebie za to, że tak dużo potrafię z siebie dać, a nikt tego nie docenia, nienawidzę siebie za to, że potrafię przekładać szczęście innych ponad swoje, że ludzie to wykorzystują. Nienawidzę siebie za to, że nikt mnie nie potrafi pokochać, że nikt nie potrafi mnie szanować, przytulać, dać bezpieczeństwo. Nienawidzę ludzi za to, że traktują mnie jak zabawkę, marionetkę bez uczuć. Nienawidzę ich za to że mi na nich zależało. Nienawidzę ich za to że byłam dobra, a oni sprawili że stałam się zimna jak głaz, że wyrwali mi serce. Że teraz potrafię tylko nienawidzić. Że nie umiem już ufać, nie umiem żyć, tylko istnieje sobie i nic nie umiem doceniać. Nienawidzę siebie za to że nie umarłam wtedy gdy łyknęłam tę garść leków, nienawidzę siebie za to że nie udało mi się zagłodzić na śmierć, za to że nie wiem czego chce od życia, za to ze jestem życiowym nieudacznikiem, frajerem. Nienawidzę siebie za to że jestem zamknięta, za to że nie umiem mówić o swoich uczuciach, za to że pragnę więcej niż mogę dostać/zrobić. Nienawidzę siebie za te wszystkie ufne razy i za te wszystkie dawane szansy ludziom którzy na to nie zasługują nienawidzę siebie za to ze nawet jeśli chce coś naprawić to i tak to pierdole, nienawidzę siebie za to że zawsze muszę walczyć nawet o mały ochłap szczęścia, a innym tylko za ładną buzię podsuwane jest wszystko pod nos. Nienawidzę siebie za to że jestem tą księżniczką i mam tę dumę, nienawidzę innych za to, że nie ważą do mnie słów, a ja muszę ważyć słowa do nich. Nienawidzę siebie nawet za to że nie mam się komu wygadać, nienawidzę się za to że chciałabym po prostu  się teraz do kogoś przytulić.
Nienawidzę się za to że jednak mam jeszcze te uczucia, których wolałabym nie mieć. 
Że nie jestem jeszcze w pełni człowiekiem za jakiego biorą mnie inni.
Nienawidzę jej. 
Niech cierpi.

czwartek, 4 września 2014

Nauczyłam się by nie przywiązywać się do ludzi. Ludzie przychodzą i odchodzą, czasem rzucą kąśliwą uwagę, lekkie spojrzenie, jakiś zmizerowany uśmiech. Kilka lat wystarcza by rozsypali się w popiół na własne życzenie, odchodzą, zapominają, umierają, czasami nawet nienawidzą.
Nauczyłam się nie przywiązywać wagi do ludzkich słów, bo ludzie lubią mieszać swoim różowym noskiem w życiach innych ludzi, bo przecież oni znają lepiej niż ty twoje marzenia, to co chcesz, to czego pragniesz, do czego rwie ci się serce i na jakie rzeczy lśnią ci oczy jak dwa diamenty. Wiedzą lepiej niż ty kim jesteś, co robisz w nocy gdy mrok otula wszystkie zakamarki twojej duszy, oni wiedzą lepiej nawet co myślisz. Wszystko wiedzą lepiej niż ty, a ty musisz skakać jak małpka w cyrku, tańczysz jak ci zagrają. Potykasz się, chwiejesz, ale niech dadzą ci spokój by tylko nie słuchać ich gderania, ich osądów, krzyków, morałów.
Obiecałam sobie, że nie będę oglądać się za siebie nie robię tego bo się boję. Choć czasami macki przeszłości łapią mnie za włosy, ciągną, szarpią mnie do ziemi, do dna. Nie poddaję się bo upadasz siedem razy, wstajesz osiem. Twoje szczęście nie zawsze jedzie ze szczęściem kogoś. Uśmiech na twarzy ich wprawia moje serce w ból. Stałam się zła. Bardzo zła. Już nie cieszy mnie radość innych ludzi. Bo stałam się tym kim szeptali mi że jestem. Czasem tylko zapłaczę sobie z rana. Samotność nie była straszna póki nie poczułam jak to jest żyć bez niej.

Senna jestem. Powieki mam jakby z betonu, a rzęsy z ołowiu. W głowę chyba uderzył mnie obuchem wczorajszy dzień i mimo że dziś jest piękna pogoda o niebieskim niebie jak w prawdziwe lato to snuję się jak cień. Ciągle myśli bzyczą mi w głowie, trzepoczą, nic nie widzę mam piasek w oczach.
Dieta działa, lepiej niż jakakolwiek inna.
Niedługo będę piękna.
Dla siebie.

środa, 3 września 2014

 Jest to pierwszy pamiętnik w którym pisze tak otwarcie, nie okłamuje siebie nie wyciskam z siebie słów, które nie są prawdą, a które chciałabym ucieleśnić, ubrać w rzeczywistość.
Nie umiem czerpać radości z życia. Od kilku lat moje życie to szara monotonia i nie ważne jak ubarwię swoje dni w czynności, w zdarzenia zawsze będę niezadowolona bo nie umiem już doceniać małego szczęścia. Nie umiem śmiać się z na widok tych kolorowych liści, nie umiem patrzeć z rozczuleniem na białe kwiatuszki o które tak dba moja mama.
Nie umiem już żyć jak kiedyś, a przecież tak się staram.
Wiem ze brzmię żałośnie, tak żałośnie że rozpuszczam się znowu i niknę w puchatym dywanie. Wyparuję.
Tak.
Chciałabym wyparować.
Jeśli ma tak wyglądać moje życie.
Chce zniknąć.
Chcę umrzeć.
Chcę wyparować.

Wymaż mnie ze swoich wspomnień.



Pewnie to wszystko przez te pogodę. Tak, to na pewno ta cholerna Jesień.




Jestem jak sopel lodu, jak Królowa Zima, Pani Zima. Mam dusze zimną i serce z kamienia. Nic mnie nie wzrusza, choć kiedyś potrafiłam zapłonąć od uczuć, może nie tych głębszych jak miłość, ale lojalna byłam jak pies, oddanym przyjacielem po grób byłam, to teraz jestem bardziej zimna niż kiedykolwiek. Nie robią na mnie wrażenia ostre słowa, pisane czy wypowiadane, spojrzenia pełne pogardy bo nikt mnie nienawidzi tak jak ja sama siebie nienawidzę.
Nienawidzę każdej cząstki składającej się na całokształt budujący mnie. Tych pieprzonych zimnych oczu, tych włosów co mi się falują gdy nie chcę, tych dłoni z tymi cholernie długimi palcami, nienawidzę tego ciała, tego cholernego charakteru.
Zawsze jak za coś się biorę to muszę to spierdolić.
Nic nie pokażę.
Nie zapłaczę.
Nie zamyśle się nawet bo noce są od tego wszystkiego. 
Uśmiechnę się tylko lekko.


Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię. 
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.  
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.  
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię. 
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.   

wtorek, 2 września 2014

Może to we mnie tkwi problem, bo to chyba ja chcę mieć pewność, bo to ja boję się zaryzykować nie on. Choć oboje mamy dużo do stracenia.


I dużo do zyskania.

niedziela, 31 sierpnia 2014

Nie boję się chłodnego wzroku Zimy i budzących do życia ramion Wiosny, nie boję się potu Lata, lecz melancholii Jesieni się lękam. Nienawidzę Jesieni. Jej łez, jej samotności, nienawidzę jej za te kolorowe liście, za ten zapach, za grube swetry i deszcz kapiący mi na głowę. Za ciasta z jabłkami mojej mamy, za skurcz w żołądku, za snucie się po domu jak cień, za przeobrażanie mnie w swojego cienia! Nienawidzę jej za te wszystkie okropności i przeżycia straszne, nienawidzę jej bo boję się jej, lękam jakby ona była całym złem tego świata. Nienawidzę Jesieni prawie tak samo jak nienawidzę siebie.
Kurwa przytul mnie, bądź moim pancerzem, moim schronieniem, utopią i powiedz że tym razem będzie inaczej.


Dam sobie radę, przecież jestem nieśmiertelna. 




Umieram
za winy moje i niewinność moją...


Chciałabym by nie patrzył na mnie tak jak na nią patrzył, by patrzył na mnie jak na nowego anioła, na odrębną cząstkę, innego człowieka. Całkiem odmiennego, chciałabym by pokochał mnie inaczej niż ją, bo ja nie jestem nią nigdy nią nie będę i nigdy mu jej nie zastąpię. Chce być jego nową muzą, jego nową inspiracją, drugą połówką, częścią, przyjacielem.
On mi będzie ratunkiem.




Bo zatraciłam się w tym wszystkim.
Bardzo.

sobota, 30 sierpnia 2014

Uwielbiam robić rzeczy dla siebie. Malować się dla siebie, stroić się dla siebie, dbać o siebie dla siebie, śmiać się dla siebie, teraz zabiegać o figurę śliczną dla siebie, wszystko dla siebie, tylko dla siebie, dla siebie, dla siebie, nie dla Ciebie, nie dla niego, dla ludzi, dla siebie, dla siebie, dla siebie. Ty możesz tylko myśleć że mnie miałeś, ze mogłeś mnie mieć. Bo ludzi takich jak ja zepsutych, złych zimnych księżniczek nigdy nie da się mieć.
Jesteśmy jak koty dzikie, kroczymy swoimi ścieżkami.
Dla siebie, dla siebie, dla siebie.
Żyję dla siebie.
Uszczęśliwiam tylko siebie.
Umieram dla siebie. 
I tak zostanie.













Nie dam więcej się skrzywdzić.

piątek, 29 sierpnia 2014

Rozerwałam się w środku, na dwie połówki małe. Chce iść i chcę stać w miejscu jednocześnie. Chce patrzeć w ciemność i chcę zamknąć oczy, słyszeć i nie słyszeć.
A chyba najbardziej chciałabym nie czuć czując jednocześnie.
Uciszcie te myśli brzęczące w głowie, mówią mi zbyt wiele, na zbyt wiele sobie pozwalają. Nie chce uwierzyć, bo wiara w moim przypadku zwykle wiążę się z łzami.
Moimi.

czwartek, 28 sierpnia 2014

niedziela, 24 sierpnia 2014

1

Zawsze uciekam. Nigdzie nie mogę się odnaleźć, nawet w internecie. Skaczę z bloga na innego bloga. Tworzę nowy bo może tutaj będzie mi lepiej. Wcześniej ułożyłam w sobie wszystko starannie, poukładałam, wyszłam z depresji, z anoreksji znowu powróciło pod postacią czarnego anioła. Szepcze mi słodkie słowa, komplementy muskają mi skórę tuz pod lewym obojczykiem. Ma takie piękne oczy i taki smutny uśmiech.



Nie możesz się w nim zakochać. Zrozum to głupie serce.