Stałam
się głodna w zły sposób
gdy
łapię
Ogryzki
dni
i
ochłapy nocy
spękane
usta
zagryzam
zimny
naskórek
zdrapuję
Ma
duże oczy
zielone
niepokój
w sercu
i w
duszy
choć
wczoraj deszcz kropił
żałośnie
nie
rozpuścił mnie
nie
zniszczył
tylko
nadkruszył
troszeczkę.
A
chciałam zniknąć
i się
nie obudzić.
Tylko śnić wieczność całą
i
całą wieczność się budzić
to
żyję nadal w przestrzeni
martwej
pustej
matowej.
Może
to monotonia tak na mnie działa, może to wszystko budzi się wtedy
kiedy ja pragnę zasnąć najbardziej. Widzę ludzi odzianych w
garnitury. Znikają wtedy gdy zdążę otworzyć szeroko oczy.
Rozpływają się jak duchy. Ja tez kiedyś się tak rozpłynę,
każdy z nas będzie znikał wtedy kiedy będzie chciał być jak
najwyraźniej widoczny. Życie składa się z paradoksów ironii i
sarkazmów. Szczęście w nieszczęściu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz