czwartek, 6 listopada 2014

Pamiętam, że jako dziecko lubiłam chłodne, zimne miesiące. Jesień kojarzyła mi się z grubymi swetrami, z ciepłym mlekiem i zabawami w berka pośród kolorowych liści. W zimę lubiłam jeździć na sankach, rzucać się śnieżkami. Zawsze siadałam w oknie przykryta kocem z kubkiem ciepłego kakao i patrzyłam jak grube płatki śniegu szaleją na zewnątrz. Lubiłam to.
Teraz jesień kojarzy mi się ze snem, z odlatującymi ptakami, ze śmiercią. Przynosi ze sobą melancholię, obawy, strach. Zimna jest za zimna. Za samotna. Za mało w niej radości, a może to wina tego, że dorosłam? Może jako dziecko umiałam doceniać rzeczy małe, a teraz ciągle mi mało. Ciągle czuję niedosyt? Jestem kawałkiem puzzla. Nie pasuję do tej układanki, a oni na siłę próbują mnie dopasować. Moim kosztem. Nie swoim.
Muszę coś z tym zrobić, bo inaczej zwiędnę jak mój wrzos na półce.
Chyba go zabiłam opuszczając go na dłuższy czas.
Umarł w/z samotności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz