piątek, 24 listopada 2017

Świat w którym do tej pory żyłam skruszył się, zburzył się i rozwarstwił. Chyba ona go zniszczyła, bratnia dusza i chyba dobrze zrobiła. Bolało, bardzo bolało. Ale niczego nie żałuje bo znów ścisnęłam dłonie na młocie i wykuwam swój los. Wiem, że teraz jestem brutalna, bez litości, ale dla mnie jej nie mieli ci co powinni ją mieć. Jeszcze troszkę i stanę na nogi i nauczę się śmiać na nowo, nauczę się mówić i kochać siebie za niedoskonałość. Szanować siebie, bo jestem tego warta.

wtorek, 14 listopada 2017

Mam większą kontrolę nad swoim życiem, patrzę też trochę przychylniej na swoje odbicie i już nie widzę zlepku wad, ale widzę więcej piękna uśmiechu i dobra. Maluje się mocniej, uśmiecham się, złoszczę, źle sypiam w nocy, potem piszę smsy, zamawiam pędzle do makijażu, robię projekty na studiach, potem uciekam z zajęć, próbuję wyjść ze swojego świata, ale idzie mi to topornie.
 

wtorek, 7 listopada 2017

Trochę tęsknie, ale nie dopuszczam do siebie tego czego nie przeżyłam, a szczątki wyklutych, ale nierozwiniętych do końca zgniatam podeszwą buta i skopuje gdzieś na samo dno pamięci, tam gdzie śmieci są, same nieistotne, albo tak istotne tak bolące, odbierające mi dech w piersi, że nie warte rozgrzebywania, przeżywania na nowo wszystkiego. Dlatego, zamykam drzwi za sobą, nie odwracam się i idę. 
I obym nigdy nie straciła taj pewności siebie, tej obojętności bo z nią żyje mi się milion razy lepiej niż z ciągłym myśleniem o uczuciach innych ludzi. Bo trzeba troszczyć się o siebie.  Bo trzeba być swoim najlepszym przyjacielem. 
I teraz zawsze do końca życia będę myślała o sobie też.

sobota, 14 października 2017

Nadal potrafię miotać się w złości okrutnej, balansować na cienkiej linie między zdrowym rozsądkiem, a szaleństwem. Jestem w tym mistrzem, nikt mnie nie zwycięży, nie pokona. Potrafię chować swoje smutki i gorszości w kieszeni na dole, tuż obok serca, i czasem ta kieszeń mi się dziurawi i dławię się, i płaczę, ale tylko w domu. Ostatnie miesiące są dla mnie trochę przełomem. Kupuje buty sportowe i karnet na siłownie, potem upijam się do nieprzytomności w lesie z jedną z ważniejszych osób dla mnie. Potem pożegnanie, samolot i mnóstwo kompleksów w głowie, sam na sam ze mną. Jak randka. Dostaje wiadomość idę na spotkanie (kóre sama pro-po-nu-je)i chwytam w dłonie osobę która cieszy sie moim szczęściem, wieczorem tego samego dnia jest płacz który rozpuszcza mnie całą noc. Po co trzymam przy sobie osobę ktora nie cieszy się moim szczęściem? Nie wiem.

środa, 11 października 2017

Ocknęłam się, tak jakby mi klapki z oczu spadły. Albo jakbym obudziła się ze snu, koszmaru dokładniej i wszystko zaczęło być dobrze w sposób całkiem umiarkowany. Nadal mam silne pragnienie tego by ktoś oszalał na moim punkcie na razie jest tylko skrywana silna ekscytacja, a ja udaję ze nie widzę, choć marzę byś wyciągnął dłonie swoje i chwycił moje serce. Ja Ci je daje, ale spróbuj je zranić, a Cię zniszczę.

piątek, 16 czerwca 2017

Zasypiam czasem z myślą o tym, że chciałabym czasem z kimś (nim, albo nie z nim) pojechać sobie w góry, wynająć domek i spacerować godzinami po wijących się ścieżkach, oscypek, grzane wino, potem kochać się wieczorem i zasnąć w jego ramionach, chciałabym czasem z kimś (nim, albo nie z nim) iść wieczorem na koncert jakiejś kapeli, albo iść do teatru. Ubrałabym wtedy swoją czarno- czerwoną koronkową sukienkę, usta na czerwono pomalowała. Chciałabym obudzić się rano i wpatrzeć w oczy jego bo on już nie spałby od godziny tylko wpatrywał się we mnie, chciałabym chciałabym chciałabym, ale podświadomie wiem, że będę sama, ze nie zakocham się w ogóle, nie będę miała palpitacji serca na czyjś widok, że nie będę miała rumieńców na policzku, że nie będę godzinami myślała o tej osobie tylko będę miała więcej lat, on nie będzie miał nikogo, ja też nie, a łączyć nas będzie tylko strach przed samotnością i nie możliwość znalezienia sobie kogoś lepszego. Potem szybko weźmiemy ślub i zrobimy sobie dzieci. I będę bardzo nieszczęśliwa. Będę nienawidziła swojego życia jeszcze bardziej, będę nim gardziła. On nie będzie chciał nigdzie wychodzić, tylko do pracy, a po pracy będzie siedział przed tv, a ja będę latała wokół dzieciaków. A w głowie będę miała narastające myśli samobójcze. I będę modliła się co noc o śmierć, bo to wszystko czego nienawidzę się ziści. 


Modlę się o to by było inaczej. Choć obawiam się, ze ten czarny scenariusz zaistnieje, wiem, że mam problemy z zawieraniem kontaktów i z ich utrzymywaniem.

środa, 7 czerwca 2017

Im bardziej się staram wziąć ster w swoje ręce tym bardziej on wyślizguje mi się z dłoni. Nie wiem, może palce mam za kruche, albo po prostu widzę wszystko w czarnych barwach. Staram się nie dostrzegać w sobie tego zła, ale ono zawsze wysuwa się na pierwszy plan. Wiem, że mój obraz siebie jest zakrzywiony, jest chory, jestem chora, skrzywdzona, zgnieciona, porwana, ze-psu-ta. I nie powinnam się sugerować tymi myślami w głowie, które pojawiają się znikąd. 
To tak jakbym innego człowieka w głowie miała, demona. I on szepcze mi natrętne myśli o zabarwieniu negatywnym, i te myśli jak zaraza są. Zbierają żniwo.  

Jestem dla siebie taka zła, taka niedobra. Karzę się za niewinność, daje sobie razy za to, że inni mnie krzywdzili, gdzieś zatarła się granica i uwierzyłam w to wszystko, że zasługuję na to co mi zrobili, że szczęście jest nie dla mnie. 

Nie umiem się pokochać, ale wiem jedno nikt nigdy więcej mnie nie upokorzy. 
 

sobota, 27 maja 2017

Zastanawiam się ile jeszcze brudu z siebie wyłuskam, ile wygrzebię z siebie nienawiści, żalu, tęsknoty. To wszystko zalega we mnie, rozkłada się, już czasami nie daję sobie rady. Myślę nad tymi słowami wszystkimi, które kotłują mi się w czaszce nad słowami, które upadają mi na język ale zawsze nim zdążę je wypluć na zewnątrz do ludzi to roztapiają się i nikną. Jakby w ogóle ich nie było, jakby nigdy nie istniały. Jestem już bardzo zmęczona, cały czas gdzieś obok mnie chodzi śmierć i szepce mi do ucha, że jest wyjściem najlepszym. Nie wiem czy jest. Wiem za to, że jestem bardzo słabym człowiekiem. Że nie radzę sobie ze wszystkim co wpadnie mi w dłonie, ze nienawidzę siebie jak inni mnie nienawidzili. To wszystko co spotkało mnie w dzieciństwie teraz zbiera żniwo i nie mogę się dźwignąć na nogi. 
Chciałabym kiedyś być domem dla kogoś, a wiem, że będę jedynie opcją, nie miłością. Że dom mój będzie czymś do czego nie będę chciała wracać,  że będę żałowała całego swojego życia, że jest zmarnowane, bo wiecznie coś szło nie tak, bo spotykałam ludzi którzy byli nie tak, bo ja jestem nie tak. Bo jestem naiwna, nerwowa, nieasertywna, płaczliwa, agresywna. Bo jestem a chciałabym by mnie nie było. Tyle w temacie.

sobota, 29 kwietnia 2017

U mnie już tylko zniechęcenie wszędzie, szczególnie jeśli chodzi o ust otwieranie i mówienie. Nie chce mi się. Nie chce mi się nikogo poznawać, do nikogo uśmiechać. Jestem jak strach na wróble, nawet się nie maluję zbytnio, nie czeszę w ogóle. Wstaję i wychodzę i paradoksalnie słyszę najwięcej komplementów. 
Trochę podłamałam się bo moja choroba pogorszyła się, a było przecież już tak dobrze.  Bardzo się staram wyleczyć ale nie jest to wcale proste, niemniej nie poddam się. Liczę, że będzie dobrze.

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Nie mówię już za dużo 
bo słów brakuje - za to uśmiechów 
pod dostatkiem ostatnio jest u mnie

wysyłamy spojrzenia
nieśmiałe
spłoszone
wypełnione po brzegi 
ciepłem i słońcem
jak wiosna
za oknem szaleje
wyciąga ramiona 
ja idę wśród tłumu
tulę cię do środka
tam gdzie jeszcze się boję sama zaglądać


może mówię czasami niezrozumiale
może brzydka jestem, 
zawiła
uparta
może nawet i rozkapryszona
ale gdy splatam dłonie i oczy swe szeroko otwieram 
gdy podnoszę się z ziemi i ramiona rozkładam do nieba, do wiatru do świata wielkiego
jestem piękna. 
 

niedziela, 26 marca 2017

Chce mi się stroić dla niego. Chcę mi się dla niego śliczniej malować, usta malować na czerwono. Choć nic nas nie łączy prócz paru spojrzeń płochliwych, nieśmiałych, uśmiechów urwanych w pół, zamarłych, jakby w formalinie zakonserwowanych. On lubi deszcz ja wiosnę. On lubi filmy, jak książki. Im bardziej się chce schować tym widoczniejsza jestem, tym błyszcze, może już czas przestać się ukrywać? Może czas już rozłożyć skrzydła, machnąć na nich dłonią i wzbić się w powietrze? Może już przyszedł na to czas? 

wtorek, 21 lutego 2017

Boję się. 
Boję się, że gdy wiatr mocniejszy zawieje to puszczą szwy, którymi tak mozolnie się zszywam, zaszywam. Spajam do względnej całości by jakoś wyglądać. By jakoś się trzymać. Boję się, że gdy deszcz ostrzejszy zasiecze to rozpuści mnie i wielka kałuża tylko po mnie zostanie i może trochę wątłych wspomnień. Boję się deszczyku drobnego, że wypierze mnie z barw wszelkich, że bezbarwna zostanę, boję się nocy najczarniejszej, że mrok mnie połknie, weźmie w ramiona, przytuli i nie puści i boję się tego, że mi się to będzie podobać, bo jadę już na bezdechu, na wątłych iskrach siły, na niedopałkach samych. Chyba się wypaliłam. I zimno wszędzie i cicho wszędzie.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Jest gorzej niż myślałam, u mnie tylko obojętność i to do tego ta zła obojętność, ta granicząca ze znieczulica. Nic mnie nie cieszy, nic mnie nie złości, wszystko-mi-jedno. I czułam tylko coś pod skórą, coś mi szeptało i mówiło, że to już niedługo, że coś się stanie. Ale odgoniłam to tak jak się odgania natrętną muchę. Rano wstałam, trochę bardziej bledsza i zezłoszczona, bardzo niewyspana. Pojechałam, napisałam kolokwium i już coś zaczęło we mnie pękać. Później napisałam drugie, zaliczyłam i uciekłam. Topniałam. I zastanawiałam się po drodze, czy zdążę. Czy dam jeszcze radę utrzymać się w kupie. Nie wiem jak dojechałam na stację, nie wiem jak doszłam do domu. Weszłam tylko, zdjęłam buty i rozpadłam się. 




Umówiłam się już do lekarza. 

sobota, 11 lutego 2017

Cały czas szukam swojego miejsca. Znajduję je tylko przy kilku ludziach, których lubię i jestem szczęśliwa niezwykle, że było mi dane spotkać ich na swojej drodze, że są jeszcze osoby, takie trochę podobne do mnie. Potrzebuję wpompować w siebie więcej pewności, więcej akceptacji. Potrzebuję wyrzygać, wyskrobać się z kompleksów, z milczenia, ze strachu i szukania akceptacji. 
W ostatnich dniach jest dużo szczerych rozmów, piękny, gruby łaciaty kotek, bardzo dużo papierosów, bardzo dużo alkoholu, jeszcze więcej słów którymi się zakrztusiłam. Jeszcze wiele muszę w sobie zmienić. 

niedziela, 5 lutego 2017

Jest mi zimno. Cały czas. Zasypiam i myślę o jego oczach zawsze uśmiechniętych, zastanawiam się jakby to było koło niego leżeć, co by mówił wtedy? Czy mówiłby cicho, lewie słyszalnie? A może już by się nie uśmiechał? Objąłby mnie? A może by uciekł? Może by stwierdził, że ubrałam się za grubo w milczenie, może przeszkadzałyby mu moje oczy, zimne, surowe. Ciekawe jakby to było, gdyby mnie rozebrał z tego milczenia, czy by się przestraszył widząc mnie taką bezbronną? Czy ja bym się bała? Czy wstydziłabym się tych wszystkich blizn na sercu i duszy? Czy może wziąłby w dłonie serce moje i je ogrzał? Co by było gdyby? 
 

piątek, 3 lutego 2017

Chyba czas przestać dawać sobie nienawiść i nie miłość. Istnieje jeszcze wiele cech, które muszę przekuć, może przydałoby mi się więcej pewności siebie, więcej akceptacji, więcej wszystkiego.

niedziela, 22 stycznia 2017

Nie mam ochoty opisywać jak to okropnie się czuję, jak jestem nieatrakcyjna, jaki mam okropny charakter i jak bardzo sobą pogardzam. 
Chodzę rozdrażniona, wściekła. Tłumię chęć wywrzaskiwania najbliższym jaki żywię do nich żal, książki to prawie jedyne moje zainteresowanie i już to zaczęło niektórym to przeszkadzać. Zrobiłam się delikatna na otoczenie, zbyt wrażliwa by wyjść z tego bez szwanku. Może za bardzo się nie potłukę, może przejdę przez to z możliwie jak najmniejszymi ranami, ale wiem, że będzie bolało. Zawsze boli. 

piątek, 20 stycznia 2017

Dusza mi zamarzła, oszroniła się, jestem jak posąg z lodu. Nic mnie nie śmieszy, nic mnie nie bawi. Przemykam korytarzami miasta, chcąc zniknąć. Wyblakłam bardzo tej jesieni, a zima tylko bardziej zatarła kontury mojego dawnego ja. Może dlatego drżę w środku, z żalu, z wściekłości bo jeszcze rok temu byłam inna. Przepełniona pozytywnymi uczuciami, słowa wylewały się ze mnie litrami, oblewałam nimi każdego kto tylko był w zasięgu moich oczu. A teraz? Uchylam usta i cisza. I szukam w środku, tych słów co wcześniej były, a teraz gdzieś się zgubiły. I stoję tak pośród nich. Niespokojna, dzika, przestraszona, niepewna siebie, wszytskiego.
I próbuje patrzeć im w oczy, a spojrzenia nagle stały się zbyt intymne bym mogła się nimi dzielić. 
Nie wiem co teraz ze mną będzie. 

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Zacieśniam więzi, wiążę je na supeł, choć wiem, że wymaga to dwóch rąk. Skóra mi cierpnie gdy znajduje przypadkowo swoje stare blogi jeszcze sprzed trzech, czterech lat i łykam na nowo, stare słowa. Trochę mi przykro, w zasadzie bardzo przykro gdy przypominam sobie tę płynność, słowa wylewały się ze mnie, płynęły wąskim strumykiem. Były piękne, choć bardzo bolesne. 
I tylko za tym tęsknie, nie za tymi demonami, tym bólem, myślami cięższymi niż głowa, ale za ubieraniem się w słowa, z taką łatwością jak oddychanie. 

sobota, 14 stycznia 2017

Wybacz mi
tamtą łzę spływającą po policzku
wybacz mi
te wieczory pełne histerii i milczenia
wybacz mi
te wszystkie niedopowiedzenia, uśmiechy, słowa gorzkie
nie do przełknięcia
wybacz mi
spojrzenia srogie, czyny wrogie
brak klarowności,
ciągłe smutku gości
brzdęk kieliszków o poranku
pożegnania bez słów
mój kochanku.
Wybacz.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Spałam może kilka minut, później umalowałam się lekko i pojechałam. Tam napisałam kolokwium, potem podsłuchałam, że mało się śmieję. Ale to nie wina jest tego że smutna jestem, bo w środku u mnie pustka rozgościła się na dobre, stagnacja oraz niechęć bo wolałabym być gdzieś indziej, z dala od nich. To zmęczenie, brak umiejętności adaptacyjnych. Tak diabelnie zdziczałam, że nie umiem nawet rozmawiać z ludźmi. Tak jestem dziwolągiem.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Nadal źle sypiam i od kilku dni planuję zakupy, ale rankiem zwlec się z łóżka nie mogę. W końcu o świecie ból głowy taki wielki był, wypchałam się owsianką, Rose Gold na powiekach i pomarańczowa- czerwień na ustach. Ściskam bilet w ręku, później kupuję dwie książki za 45 złotych, maskę do włosów bambusową i henny. Później czytam z szynką raz, rozmawiam z panem na dworcu, zbieram komplementy na temat włosów, rumienię się, zbieram koszmary do worka. Wspominam. 

Rok 2016 może nie należał do najłatwiejszych, ale był dla mnie rokiem przełomowym. Rokiem w którym wyrwałam się z klatki, przełamałam ostatnie bariery, być może nie całkowicie wyzbyłam się ciemnych myśli, ale wiem jak sobie z nimi radzić. Nauczyłam się swojej wartości, tego, że wcale nie jestem taka zła jak obrazuje mnie mój mózg. Mam w sobie ogrom siły, ale jeszcze dużo pracy mnie czeka.