Jest gorzej niż myślałam, u mnie tylko obojętność i to do tego ta zła obojętność, ta granicząca ze znieczulica. Nic mnie nie cieszy, nic mnie nie złości, wszystko-mi-jedno. I czułam tylko coś pod skórą, coś mi szeptało i mówiło, że to już niedługo, że coś się stanie. Ale odgoniłam to tak jak się odgania natrętną muchę. Rano wstałam, trochę bardziej bledsza i zezłoszczona, bardzo niewyspana. Pojechałam, napisałam kolokwium i już coś zaczęło we mnie pękać. Później napisałam drugie, zaliczyłam i uciekłam. Topniałam. I zastanawiałam się po drodze, czy zdążę. Czy dam jeszcze radę utrzymać się w kupie. Nie wiem jak dojechałam na stację, nie wiem jak doszłam do domu. Weszłam tylko, zdjęłam buty i rozpadłam się.
Umówiłam się już do lekarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz