środa, 7 czerwca 2017

Im bardziej się staram wziąć ster w swoje ręce tym bardziej on wyślizguje mi się z dłoni. Nie wiem, może palce mam za kruche, albo po prostu widzę wszystko w czarnych barwach. Staram się nie dostrzegać w sobie tego zła, ale ono zawsze wysuwa się na pierwszy plan. Wiem, że mój obraz siebie jest zakrzywiony, jest chory, jestem chora, skrzywdzona, zgnieciona, porwana, ze-psu-ta. I nie powinnam się sugerować tymi myślami w głowie, które pojawiają się znikąd. 
To tak jakbym innego człowieka w głowie miała, demona. I on szepcze mi natrętne myśli o zabarwieniu negatywnym, i te myśli jak zaraza są. Zbierają żniwo.  

Jestem dla siebie taka zła, taka niedobra. Karzę się za niewinność, daje sobie razy za to, że inni mnie krzywdzili, gdzieś zatarła się granica i uwierzyłam w to wszystko, że zasługuję na to co mi zrobili, że szczęście jest nie dla mnie. 

Nie umiem się pokochać, ale wiem jedno nikt nigdy więcej mnie nie upokorzy. 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz