Jutro masa zajęć jest, mnóstwo obowiązków, nocy tej spałam źle, śniła mi się moja była przyjaciółka, zła suka, upiór okropny, zamajaczył mi między jawą, a snem i kotki mi się śniły małe puchate, i pamiętam, że mały rudy tam był i bardzo, ale to bardzo mi się podobał i gdy wyciągałam ręce ku niemu to mama weszła do pokoju i obudziła mnie. Wściekła byłam.
Zauważyłam, że nie tęsknie już za tą osobą, tylko za okresem w którym była, za jej nawykami, wadami, zaletami, zapachem, spojrzeniami. Za tym czasem gdy było dobrze. Za milionem bzdurnych akcji tęsknie, za tym że BYŁA. Bo byłam do tego przyzwyczajona i ból nie sprawiło mi odejście tej osoby, a ponowne przyzwyczajenie się do obecnego stanu rzeczy. Że jej nie ma. I gdy już przyzwyczaiłam się do tego, że sobie poszła, to nawet się ciesze z tego. Bo tak chyba jest lepiej.
Bo i ta osoba jest szczęśliwa, a ja powinnam zająć się własnym szczęściem.
Własnym życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz