Obudziłam się jak zawsze koło
piątej, jeszcze ciemno było za oknem, ale już z nieba baranki
otrzepywały się i biały puch spadał na zazielenioną trawę.
Drogą mleczna przyjechał mój rycerz, czarodziej, wkradł się do
domu i zniknął między pierzyną. Mleko w ustach rozpłynęło się
a w powietrzu ta dziwna mieszanka wanilii i czekolady. Szeptem powoli
zawracam na drogę złą, powoli staje się swoim więźniem. Krok za
krokiem po schodach na dół kierują mnie moje nogi, nie wiem czy
jest mnie dwie, czy może trzy. Porwałam się dawno w strzępy,
pozlepiałam się sama bo:
-Na ciebie można zawsze liczyć... ale
czy ty masz na kogo?
-Oczywiście! Na siebie mogę liczyć
zawsze!
Uzupełnieniem tego poranka byłby
papieros. Tak. Papieros i kawa.
Drugie śniadanie:
-Serek grecki
-Banan
-Łyżeczka kakao i cynamonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz