Chce przespać to życie.
sobota, 25 kwietnia 2015
piątek, 17 kwietnia 2015
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
niedziela, 12 kwietnia 2015
Chciałabym opisać to wszystko co we
mnie siedzi. Ten cały chaos troszkę uporządkować by nadać mu
jakiś kształt, obraz. Zilustrować go, nakreślić kilka rys
układających się w spójną całość, uwalniającą mnie od
nadbagarzu w sercu, w umyśle, w duszy. Ale nie mogę. Bo albo boję
się w sobie zanurzyć, tych emocjach. Pamiętam jak one mnie truły,
odbierały mi możliwość jasnego myślenia. Kazały mi płakać po
nocy, wić się w pościeli, nie spać, nie jeść. Nie żyć.
Albo już nie umiem. Nie umiem rysować,
pisać. Umiem tylko wdychać powietrze i żyć i śmiać się. I być
nikim.
Albo i to i to.
czwartek, 9 kwietnia 2015
Ukradłam czas, ten czas, jest mój i tylko mój. Nagięłam rzeczywistość, zrobiłam coś czego nie dokonał nikt inny, skradłam sekundy, minuty, godziny. Jestem Panią Czasu, jego królową i podwładna jednocześnie. Potrafię go przeciągać i naginać do własnych potrzeb. On potrafi mnie zabić i urodzić w jednej sekundzie. Jestem dla niego, a on jest dla mnie.
wtorek, 7 kwietnia 2015
Z oczu wczoraj rosa kapała mi aż do
dziś dzień, gdy to poranek obudził mnie lodowatym pocałunkiem,
powietrze rozdęło płuca jak milion małych szpilek. Wiosna jakoś
opornie zagląda mi przez okna. Brudne szyby od myśli, osad na
szklance. Krzywe linie papilarne drogą twojego pożądania. Czułam
twój wzrok znad oparcia pociągowego siedzenia gdy to kuliłeś się
przede mną, ze strachu, ze wstydu. Wiem co mnie męczy w moim życiu.
To monotonia, to nuda, monotematyczność. Jeden dzień to całe moje
życie.
Ale tak to już jest z nami, wiecznie
głodnymi, wiecznie spragnionymi. Moim największym problemem od
urodzenia jest to że ja zawsze pragnęłam więcej, mocniej,
dotkliwiej.
niedziela, 5 kwietnia 2015
powinnam zacząć malować, choć tak dawno trzymałam ołówek w dłoni to mam chęć malować farbami teraz, pokryć płótno kolorowa warstwa własnego potu, obraz przed oczami rozmazał się przez deszcz ze śniegiem, ktoś krzyczał do mnie, to dziecko krzyczało. Chce mi się mocnej parzonej kawy, papierosa i tego płótna czystego z tymi farbami. Poranka.
Wypompowałam się z energii, ciągle
bym tylko spała i spała i przespałabym to życie, bo w snach nie
ma ludzi bezczelnych, nie ma pretensji, niepewności, gdybań. Każdy
ma swój świat, mój się rozsypał odkąd wena mnie opuściła.
Najpierw była susza i wszystko w tym świecie uschło, potem powódź
zabrała złudzenia, marzenia, obrazy piękne, potopiła motyle o
dwuwarstwowych skrzydłach. Obiecałam sobie że już nie będę
jęczała, że będę szczęśliwa, ale nie jestem. Mam niedosyt,
jestem głodna. Gdybym chociaż mogła rysować, a nie mogę.
sobota, 4 kwietnia 2015
Nawet nie umiem opisać tego co we mnie bo we mnie jest wszystko, sama sprzeczność, jestem sprzecznością, jednym wielkim chaosem nie do opanowania. Możesz milczeć, mówić, zamykać oczy wtedy kiedy trzeba patrzeć, dotykać mnie lekko ja zawsze się rozwieje, jestem jednym wielkim znakiem zapytania, dumnie prężącym się na końcu pytania na które nikt nie zna odpowiedzi nawet ja sama.
Pamiętam
jak wtedy wypiłyśmy wódki tak strasznie dużo, plątały nam się
nogi w supeł i rzygałaś na stacji i w pociągu tak potwornie dużo
razy, policja nas wtedy goniła. Ja ukryłam nas w łazience. Spałaś
mi na piersiach, a potem dryfując 10 centymetrów nad chodnikami,
ledwo widząc zakrzywione bloki miasta doszłyśmy do domu. Płakałyśmy wtedy i
śmiałyśmy się na zmianę wplatając zgrabnie słowa na rzemyk
naszego porozumienia. Wtedy nie potrzebowałyśmy słów, zdań
wystarczyły tylko uśmiechy i spojrzenia by zajrzeć do serca
drugiej. Pożyczyłaś mi oczy, i dłonie i język, a ja ofiarowałam
ci swoją uwagę, radę, cierpliwość. Przytulałam cię wtedy gdy
dusiłaś się w bańce własnego niezrozumienia. Wtedy mimo
tragizmu, było pięknie.
piątek, 3 kwietnia 2015
Mój strach jest olbrzymi i sprytny.
Nigdy go nie widać, dobrze potrafi się ukryć skubany, albo to ja
jestem zbyt dumna by go pokazać.
Być może jedno i drugie.
Nie wiem jakie szarpią nim pobudki, bo
serce innych ludzi potrafi bić szybciej na widok drugiego człowieka,
ja się wstydzę miłości. Miłość to uzależnienie. Miłość to
upokorzenie. Obrzydza mnie myśl, że mogłabym zachowywać się
irracjonalnie, biegać za kimś z wywieszonym językiem,
zarumienionymi policzkami i świecącymi oczami. A on by patrzył na
mnie z satysfakcją myśląc tak mam ją już całą w sidłach
swych, jest jak zwierze. Tak jestem zwierzęciem, tygrysem ponoć.
Duma. Ja zawsze będę tylko swoja i dla siebie.
Do tej pory grałam w otwarte karty, bo
co na sercu to na języku. Teraz muszę obrać inną taktykę, być
bardziej przebiegłą, żmijowatą. Ludzie obracają szczerość
przeciwko mnie i tratują mnie swoimi kłamstwami.
Nie będę ofiarą, włożę w pracę
nad sobą jeszcze więcej pracy.
czwartek, 2 kwietnia 2015
Obudziłam się jak zawsze koło
piątej, jeszcze ciemno było za oknem, ale już z nieba baranki
otrzepywały się i biały puch spadał na zazielenioną trawę.
Drogą mleczna przyjechał mój rycerz, czarodziej, wkradł się do
domu i zniknął między pierzyną. Mleko w ustach rozpłynęło się
a w powietrzu ta dziwna mieszanka wanilii i czekolady. Szeptem powoli
zawracam na drogę złą, powoli staje się swoim więźniem. Krok za
krokiem po schodach na dół kierują mnie moje nogi, nie wiem czy
jest mnie dwie, czy może trzy. Porwałam się dawno w strzępy,
pozlepiałam się sama bo:
-Na ciebie można zawsze liczyć... ale
czy ty masz na kogo?
-Oczywiście! Na siebie mogę liczyć
zawsze!
Uzupełnieniem tego poranka byłby
papieros. Tak. Papieros i kawa.
Drugie śniadanie:
-Serek grecki
-Banan
-Łyżeczka kakao i cynamonu.
środa, 1 kwietnia 2015
Kiedyś miałaś loki z cukru, oczy
zielone jak trawa, a słowa ociekały czekoladą słodką. Kiedyś
szeptałyśmy sobie o poranku zdań parę, przy papierosie, wtedy
jeszcze nam nie smakowały pamiętam, i ta kawa przez którą nie
spałyśmy całą noc, przez która biło szybciej nam serce, a może
to przez natłok myśli, albo uciążliwej ciszy wtedy która
roztapiała się i tężała na zmianę między nami.
Jestem martwa, a jednak żyje. Słowa
już mnie nie wypełniają, nie spływają po skórze metafory
którymi rzucałam na prawo i lewo. Może zbyt pochopnie dlatego
znikły, wyparowały, nie ma ich. Szukam, ciągle szukam, może są
za nerkami, a może w mózgu, tak tęsknie, bardzo za możliwościami
które mi dawały, za uczuciem tego, ze nareszcie jestem kimś, a
teraz kim jesteś? Powiedz jesteś kimś?
Nie masz nic. Jesteś Martwa a jednak
żyjesz.
To chyba moja największa tragedia.
Ten stan trwania. Jakby zmroziło mnie
w te zimne. Skóra zlodowaciała mi. Jestem jak te potwór z gdy o
Tron, żywy trup. Tak jestem żywym trupem. Kiedy będzie mój świt?
Rozdrapałaś sobie te cienką granicę,
te błoniastą ścianę odgradzającą rzeczywistość od fikcji.
Zawsze miałaś z tym problem, już w dzieciństwie robiłaś rzeczy
absurdalne, teraz robisz je w środku. Chowasz się i wyglądasz zza
szczelin żeber. Chcesz zacząć oddychać, ale w miejscu w którym
stoisz owszem jest powietrze, ale trujące.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)