wtorek, 29 listopada 2016

Denerwuję się, przeżywam niewypowiedziane słowa, niezaistniałe sytuacje, telefon, mokre oczy, rude włosy, koszula zielona w czarną kratę. Dopytują się szczegółowo, splatam dłonie zawsze gdy ktoś do mnie wyciąga swoje. Mówię, że tak leci nam to życie na niczym, słyszę potwierdzenie, że u niej tak samo jak u mnie. Pocieszamy się że wtedy było gorzej, że każda z nas wtedy na granicy śmierci była, to i tak jest na przykro bo wtedy razem, bo te filmy i ten kibel i te papierosy, ta wódka, te słowa splatały się, spływały po brodzie, po policzkach na ziemie.

niedziela, 27 listopada 2016

Tęsknię za tymi słowami układającymi się w delikatne zdania, eteryczne, ale do bólu emocjonalne. Takie które zbijają się w szpikulec i dźgają prosto w serce. Nie wiem czy ja kiedyś tak pisałam, ale wiem, że ona z pewnością potrafiła sprawić, że płakałam pół nocy. maluję usta, czytam mamie o dobrodziejstwach płynących z picia drożdży, później przeżywam kilkusekundowe, może minutowe zbicie się w warstwy kompleksów, złych myśli i obrzydzenia do siebie. Odganiam to ręką jak natrętną muchę. Najpiękniejsza kobieta w mieście i zamek z piasku. 
W nocy o 1.20 otrzymuje krótkie wiadomości, potem mam koszmary, zapach kozieradki, luźny kucyk, kilka uśmiechów, krew, złamany paznokieć, a następnego dnia budzik o 5.30. 

piątek, 25 listopada 2016

Może w ciągu ostatnich tygodni nie miewam się tak dobrze jak wcześniej. Trochę to tak wygląda jakbyś siedział w diabelskim młynie i raz lepiej, raz gorzej, raz lepiej, raz gorzej. Mam lęk wysokości, jestem jak Ikar wzbiłam się w powietrze, ale spadłam z hukiem na ziemię, teraz zbieram się powoli na nogi, we wtorek idę na "fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" później buszuję po sklepach szukając torebki, bo moja umarła śmiercią naturalna, nie znajduję nic. Kupuję za to szampon Biolaven z pestek winogron, następnego dnia wybieram się z tatą na zakupy i z nim kupuję śliczną torebkę i mówię mu że kocham robić z nim zakupy i z nikim nie robi mi się ich tak dobrze jak z nim. Wyraźnie poprawiam mu tym humor, potem prostuje włosy na szczotce i zauważam ze zdziwieniem, że sięgają mi już prawie pasa i słyszę komplementy od mamy, że zgęstniały wyraźniej, ucieszona gotuję mleko z drożdżami, a później nie śpię całą noc.

sobota, 19 listopada 2016

Jestem zmęczona ludźmi i sobą też jestem zmęczona i nienawidzę konfliktów i boję się mówić swoje zdanie bo to doprowadza do konfliktów, a ja w konfliktach nie zachowuję się tak jakbym chciała. W ogóle nie zachowuję się tak jakbym chciała, w głowie krążą mi myśli samobójcze, napuchłe od jadu. Toksyna buzuje mi w żyłach, jestem jak skaza, jak rak. Nie czuje się bezpiecznie. Ciągle się boję, mam koszmary, boli mnie wszystko, płaczę bez powodu już kilka miesięcy. Nie czuję się atrakcyjna, nie czuję się w ogóle. I boję się ich, ludzi się boję i gdy tylko zaczynam z nimi rozmawiać a oni słowami wyciągają mnie z mojego świata, świata w którym jestem tym kim chce być, nie sobą, to paraliżuje mnie strach i uciekam do domu i płacze bo bardzo bym chciała być taka zabawna, roześmiana, pewna siebie, a jestem tchórzem, jestem jak świeczka palę się jasno, wszyscy mnie widzą, a gdy tylko ktoś zwróci na mnie uwagę to gasnę. I uciekam do domu i płacze i tak mam problemy z utrzymywaniem kontaktu z ludźmi. 


Nie ma we mnie nic, absolutnie nic dobrego.

piątek, 18 listopada 2016

Chyba trochę tęsknie, piję mleko z drożdżami i czytam Kobiety, Bukowskiego. Maluję paznokcie na niebiesko, później zwijam się w kłębek na łóżku i łzy same mi lecą. Chyba dawno tak płakałam. Później wstaję, złoszczę się, odbieram wiadomości, przytulam się do dużego rudego psa, który nie jest mój i uśmiecham do mamy. Jadę do psychiatry, boli mnie głowa, Dirty Mind i Swan Song.

czwartek, 17 listopada 2016

Ciągle łzawią mi oczy, a może mi topnieją, tak przyszło mi do głowy któregoś wieczora ciemnego, gdy piłam herbatę czerwoną w swoim ukochanym kubku z biedronki. Włosy ostatnio mam roztrzepane, poczochrane, mocny makijaż, zdrapany lakier na paznokciach. Ostatnio też chodzę szybciej, czytam więcej, unikam patrzenia w oczy, szybciej uciekam do domu i chowam się w swoim pokoju. Czytam książki, notuję, uciekam z zajęć i chcę zniknąć, a przykuwam uwagę bardziej i bardziej. Jakiś chłopak robi mi zdjęcie w pociągu, wtedy gdy mam rozmazany makijaż, niechlujnie splecione warkocze i chowam się w książce. Wtedy gdy wyglądam jakby mnie nie było.

sobota, 12 listopada 2016

Ich świat jest piękny, magiczny i lubię go podziwiać. Z daleka by mój, ponury, w odcieniach szarych, czarnych, białych, nie skaził tej czystej kolorowej palety barw i  pełno tam swetrów ciepłych, pudrowego różu, wrzosów, kolorowych liści, sypkich pigmentów, rysunków, białego wina, różowego szampana, Muminków, kruchych filiżanek, kłujących kaktusów, pachnących świeczek, pięknych rysunków, pysznych, ciepłych herbat, ślicznych paznokci i nieśmiałego uśmiechu, a u mnie tylko koszula w kratę, stos książek, papieros, wódka, piwo, jedzenie w pośpiechu, zimna herbata, krótkie wiadomości, tęsknota, smutek, łzy, nieprzespane noce, połamane paznokcie, pogryzione usta, spłoszone spojrzenia, koszmary nad ranem, strach, nieśmiałość, cała utkana jestem z nieśmiałości, ambicji, bohomazy na kartkach, jakaś muzyka w słuchawkach i deszcz za oknem i deszcz w sercu. Garść tabletek w dłoni, mocny makijaż, boląca skóra, stukot pociągu i łzy w oczach.

piątek, 11 listopada 2016


Zrobiłam to. Ze zwykłej ciekawości, może też z sentymentu, jak i ze zwykłego faktu, że podziwiam ten styl, tę lekkość i emocje, zrobiłam to. Utonęłam, połknęłam, zadławiłam się. Teraz dyszę, kaszlę, krztuszę się. Ciężko mi na sercu, myśli cięższe niż głowa. Znowu gdybam, a gdybanie zazwyczaj sprowadza mnie na drogi pokryte wszystkim co najgorsze, a ja butów nie mam, nic nie mam, naga jestem, nagusieńka, paradoksalnie bo zima jest i wszyscy naciągają na siebie warstwy lakonicznych odpowiedzi, pośpiechu, szybkich spojrzeń, krótkich uśmiechów. Chyba znowu płakać noc całą będę. Poobijane wspomnienia wracają, umazałam się znów nimi, czuje się niechciana. I kurczę się w sobie i marzę o tym, ze pewnego dnia się tak kurczę i kurczę i znikam. I mnie nie ma. I kończy się wszystko i otula mnie ramionami błogi spokój.

czwartek, 10 listopada 2016


Pani zima. Chyba tak powinnam się nazywać. I to jest tak jakby kryształ lodu utkwił Ci w sercu malutkim, jeszcze kiedyś ciepłe było, jeszcze biło cicho, teraz zimne jest, jakby martwe, a jest tylko zamrożone. I chodzisz tak ulicami, mijasz tych ludzi, taka zimna, taka obojętna i krucha jednocześnie, bo wystarczy tylko słowo, albo spojrzenie zwykłe gdy masz gorszy dzień i rozpadasz się, tłuczesz na kawałeczki, drobne jak groch, albo mak. Zimne dłonie suche, drżące, zęby szczękające, spierzchnięte usta. Ledwo stawiasz stopy do przodu i wszystko się sypie jak śnieg biały z nieba i patrzysz tylko, bo tylko to możesz robić i czekasz. Czekasz aż ktoś przyjdzie, spojrzy na Ciebie, a to spojrzenie będzie ciepłe jak słońce w lecie, jak kwiaty na wiosnę piękne, niosące nadzieje, energię, siłę i spojrzy tak na Ciebie tym wzrokiem, a Ty rozpuścisz się od tak po prostu, jakby ten lód cały nie istniał w ogóle. I wyciągnie dłonie, weźmie cię w nie i wreszcie będzie ci ciepło.
To Ty, bo na mnie chyba jest już za późno, chyba zamarzłam już całkiem.

niedziela, 6 listopada 2016

W myślach wszystko nam wyszło tak jak chcieliśmy i mi też w wyobrażeniach wychodzi wszystko i jestem tym kim chcę, nie sobą. Później siadam w dużym fotelu z dużym kubkiem czerwonej herbaty i dużą ilością myśli kotłujących się pod czaszką, spierzchnięte usta, spłoszone spojrzenia i nieśmiałe uśmiechy. Drżące głowy pochylamy, chowamy się w ciężkich płaszczach, w lakonicznych odpowiedziach, I tell 'em don't go, we love, we love, that's my place, śpię całą noc, wstaję później z sińcami pod oczami, niewyspana, blada i głodna. Z furią tłoczącą się w żyłach, ale z przeważającymi dobrymi myślami w głowie. Są jak motylki kruche, albo ćmy w odcieniu black&white. Tłuką mi się w głowie, wzrok rzucam zawsze na jaśniejszą perspektywę, porażkami staram się nie przejmować mimo że czołgają się do nóg, ocierają o nie i podgryzają kostki do krwi to unoszę brodę i idę dalej. Czasem nie mam siły na życie. 
 

piątek, 4 listopada 2016

 Nie szlochaj


Nie szlochaj, stojąc nad moją mogiłą wytrwale,
bo tam mnie nie ma, ja nie śpię wcale.
Jestem wiatrem, który wieje w szczerym polu poprzez knieje.
Jestem słońca odblaskiem na zbożu,
małym deszczykiem w jesiennym przestworzu.
Gdy się przebudzasz ze snu o świcie,
ja cię pobudzam i wskrzeszam życie.
Poprzez okrężne ptaków latanie
i gwiazd o zmroku migotanie.
Nie płacz, stojąc nad moją mogiłą wytrwale,
bo tam mnie nie ma, nie umarłam wcale.

czwartek, 3 listopada 2016

Okazjonalnie wychylam się już zza osłony, którą sobie wybudowałam. Ostatnio też to zrobiłam i prawie zostałam zabita ponownie. Na szczęście tylko musnęło mnie to, nie dosięgło i wróciłam przestraszona ponownie do stałego miejsca pobytu i płakałam dwa tygodnie lub więcej. Potem obgryzałam paznokcie i wargi do krwi zagryzałam i szłam tam gdzie iść nie chciałam, a musiałam. Niestety. Koszmary w nocy, błogi spokój w dzień, zdarza się, że miejsca nie mogę znaleźć sobie i błąkam się od myśli do myśli i gdybań, a jak wiadomo gdybania są przeklęte, są jak narkotyk zgubne, prowadzą donikąd. A ja właśnie niedawno przecież wróciłam znikąd i szybko pośpiesznie przestaje to robić, z sercem tłukącym się o żebra jak kanarek tłucze się o pręty klatki, potem wita mnie duży żółty pies i taki sam łaciaty. Później płaczę znowu w nocy, histerię jakąś mam. Rankiem wstaję otrzepuję się jak pies, jak pitt bull. Idę po to co moje, po to co mi się należy, a co nikt nie może mi wydzielać. 
Amen.