niedziela, 27 września 2015
Miedzy moim "ja realnym", a "ja wyimaginowanym" panuje zbyt duży dysonans bym mogła sprostać tej ogromnej zmianie. Często chodzę sfrustrowana, bo nie spełniam swoich oczekiwań. Gdzieś tam na dnie, podświadomie wiem, że jest to nierealne, wymagałoby to zmiany całkowitej, zmiany u rdzenia, korzenia, a nie da się korzeni wyplewić już w tak rozwiniętym organiźmie. Może i akceptuję się, ale wymagam od siebie dużo, dużo, dużo za dużo czasem przez co brakuje mi energii i wstać nie mogę nic nie mogę nawet oddycham z trudem wtedy i zdechnąć chcę bo im bardziej się staram tym bardziej mi nie wychodzi. Może za dużo myślę, za często wyrzucam sobie brak doskonałości, ale nic nie poradzę na to że chciałabym, a nie mogę. Przeżywam wszystko w przód i w tył i na wszystkich płaszczyznach. I czuję że nigdzie nie pasuję bo tam jestem damą, księżniczką mimo że tak się nie czuję, a tam gdzieś indziej jestem małą pyskatą, bezczelną małolatą i gdy tak snuje się z kąta w kąt to mam ochotę wbić sobie móż w serce. Bo chciałabym po prostu usiąść, gdzieś z boku obok kogoś, obok wielu ich i nic nie mówić tylko siedzieć i nic nie musieć i oni też nic by nie musieli tylko wzajemnie byśmy się akceptowali i szanowali.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz