Jakaś larwa przegryza mi płuca, pełznie w stronę żołądka, śledziony, wątroby rozpycha się, wije. Rozpuszczają się pod naporem dłoni, mam wrażenie, że połamią mi się palce. Pluję krwią, wspomnieniami, szepcze słowa, które są jak ziarno, gdzieś upadną i kiełkują i rosną, chce je wyrwać, czasem się udaje, czasem odrastają jak chwasty.
Nie chcę być sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz