U Polaków lubię jedno - ich język. Kiedy
inteligentni ludzie mówią po polsku, wpadam w ekstazę. Jego brzmienie
wywołuje we mnie dziwne obrazy, w których tle zawsze jest murawa z
pięknej kolczastej trawy i buszujące w niej szerszenie i węże. Pamiętam,
jak dawno temu Stanley brał mnie w odwiedziny do swoich krewnych;
zmuszał mnie do zabierania ze sobą zwoju nut, ponieważ chciał pochwalić
się mną przed bogatymi krewniakami. Pamiętam tę atmosferę doskonale,
ponieważ w towarzystwie owych nadmiernie uprzejmych, złotoustych,
pretensjonalnych i do głębi fałszywych Polaków zawsze czułem się
fatalnie nieswojo. Ale kiedy rozmawiali ze sobą, czasami po francusku,
czasami po polsku, rozsiadałem się wygodnie i obserwowałem ich
zafascynowany. Robili dziwne polskie miny, zupełnie niepodobne do tych,
jakie pojawiają się na twarzach naszych krewnych, będących w gruncie
rzeczy głupimi barbarzyńcami. Owi Polacy przypominali stojące pionowo
węże z kołnierzykami z szerszeni. Nigdy nie rozumiałem, o czym mówią,
ale odnosiłem wrażenie, jakby mordowali kogoś w elegancki sposób.
Wszyscy zaopatrzeni byli w szable i miecze; trzymali je w zębach lub
wymachiwali wściekle podczas piorunującego natarcia. Nigdy nie zbaczali z
drogi, nie oszczędzali kobiet i dzieci, nadziewając je na długie piki
przybrane w czerwonokrwiste proporce. Wszystko to odbywało się
oczywiście w salonie nad filiżanką mocnej herbaty; mężczyźni mieli na
rękach rękawiczki w kolorze masła, kobietom zwisały z szyj te głupie
lorniony. Kobiety były zawsze oszałamiająco piękne, w typie jasnowłosych
hurysek, sprokurowanych przed wiekami podczas wypraw krzyżowych. Długie
wielobarwne słowa wypływały z sykiem spomiędzy ich małych zmysłowych
ust o wargach miękkich jak kwiaty pelargonii. Owe wściekłe rycerskie
wypady ze żmijami i płatkami róży składały się na upajającą muzykę,
przypominającą rzępolenie na cytrze o stalowych strunach, rejestrującą
również dość niezwykłe dźwięki, takie jak łkanie i odgłos spadających
strumieni wody.Henry Miller „Sexus”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz