poniedziałek, 29 czerwca 2015

Mówią mi masz fajne cycki, kolejne piwo, piwo na kolacje piwo na śniadanie tona papierosów trochę śmiechu, trochę łez. Szepczą, znajdziemy ci kogoś, jesteś taka fajniutka, nie możesz być sama, nie zasługujesz na samotność. Łamię paznokcie na skórze, zagryzam usta do krwi gorącej, spływa strumieniem po brodzie, wciąż czytam i czytam książka za książka. Mama krzyczy dziecko kochanie nie bronię ci, ale wydałaś w tym miesiącu na książki ponad 300 zł. Ale to jedyne co mnie trzyma przy życiu, życie życiem bohaterów, swoim nie chcę.

piątek, 26 czerwca 2015

Często rozdrapujesz słowa na skórze, pachnie miedzią w pokoju i uczuciami nieświeżymi. Skisłaś w środku, ale nic nie mówisz, nie chcesz zniszczyć swojej zbroi, zepsuć otoczki w która się zawinęłaś. Tak jest bezpieczniej. Po co się narażać na nieprzychylność ludzi, po co na słowa skazywać się brzydkie.
Lepiej pod osłona nocy popuścić sobie gorset i zanieść się szlochem bezgłośnym.

piątek, 12 czerwca 2015

Niesprawiedliwość jest wielka na tym świecie, a moze to po prostu ja jestem taka tępa. NIe wiem już sama, bo nie rozumiem zdarzeń które wokoło sie mnie dzieja. Ciągle płaczę bo jak nie zaliczę tego to zrzuca mnie na drugi rok i od nowa będe zapierdalać w tym gównie. Czuję się jak bezwartościowe gówno, nikt, jak nieudacznik życiowy i tak wiem, że moja tragedia jest niczym w porównaniu z tragedia innych.
Jestem bezwartościowa.
Nic się nie zmieniło, nadal jestem sama.

wtorek, 9 czerwca 2015

Wszyscy płakali i ja też płakałam. Podniosłam głowę i spojrzałam w pomarszczone smutkiem twarze, wykrzywione w grymasie pohamowanego żalu. Ludzkie życie jest jak płomyk na świeczki jeden podmuch i już nas nie ma.

niedziela, 7 czerwca 2015

Przejmujące zimno wtargnęło do mojego świata,
marazm taki lodowaty jest
stagnacja taka okrutna
Zamarzł mi szpik i serce i dusza mi zmarzła
zamarzła



I nie mam już nic do powiedzenia.
U Polaków lubię jedno - ich język. Kiedy inteligentni ludzie mówią po polsku, wpadam w ekstazę. Jego brzmienie wywołuje we mnie dziwne obrazy, w których tle zawsze jest murawa z pięknej kolczastej trawy i buszujące w niej szerszenie i węże. Pamiętam, jak dawno temu Stanley brał mnie w odwiedziny do swoich krewnych; zmuszał mnie do zabierania ze sobą zwoju nut, ponieważ chciał pochwalić się mną przed bogatymi krewniakami. Pamiętam tę atmosferę doskonale, ponieważ w towarzystwie owych nadmiernie uprzejmych, złotoustych, pretensjonalnych i do głębi fałszywych Polaków zawsze czułem się fatalnie nieswojo. Ale kiedy rozmawiali ze sobą, czasami po francusku, czasami po polsku, rozsiadałem się wygodnie i obserwowałem ich zafascynowany. Robili dziwne polskie miny, zupełnie niepodobne do tych, jakie pojawiają się na twarzach naszych krewnych, będących w gruncie rzeczy głupimi barbarzyńcami. Owi Polacy przypominali stojące pionowo węże z kołnierzykami z szerszeni. Nigdy nie rozumiałem, o czym mówią, ale odnosiłem wrażenie, jakby mordowali kogoś w elegancki sposób. Wszyscy zaopatrzeni byli w szable i miecze; trzymali je w zębach lub wymachiwali wściekle podczas piorunującego natarcia. Nigdy nie zbaczali z drogi, nie oszczędzali kobiet i dzieci, nadziewając je na długie piki przybrane w czerwonokrwiste proporce. Wszystko to odbywało się oczywiście w salonie nad filiżanką mocnej herbaty; mężczyźni mieli na rękach rękawiczki w kolorze masła, kobietom zwisały z szyj te głupie lorniony. Kobiety były zawsze oszałamiająco piękne, w typie jasnowłosych hurysek, sprokurowanych przed wiekami podczas wypraw krzyżowych. Długie wielobarwne słowa wypływały z sykiem spomiędzy ich małych zmysłowych ust o wargach miękkich jak kwiaty pelargonii. Owe wściekłe rycerskie wypady ze żmijami i płatkami róży składały się na upajającą muzykę, przypominającą rzępolenie na cytrze o stalowych strunach, rejestrującą również dość niezwykłe dźwięki, takie jak łkanie i odgłos spadających strumieni wody.Henry Miller „Sexus”

sobota, 6 czerwca 2015

Papieros za papierosem, wino, piwo wódka whiskęy, potem lądujesz nad muszlą w kiblu i rzygasz. I nie wiesz czym rzygasz, czy marzeniami, planami, przeszłością, czy może słowami, które przełykasz bo musisz, bo tak czasem trzeba, bo jak wypowiesz to potem rozszarpiesz im twarze jak pantera jak puma jak tygrys.
Wychodzisz, śmiejesz się do nich, oni cię kochają. Wiesz o tym. Mają do ciebie słabość, i oni tez o tym wiedzą że ty wiesz i kochają cię jeszcze bardziej bo ich nie wykorzystujesz i dają ci papierosa i wciskają ci piwno do ręki, i tak jeszcze ten ostatni raz zapomnijmy o świecie, proszę. Przysięgam ostatni raz jutro będę zajebiście przykładnym człowiekiem.
Dobranoc.
Chyba nie rozchorowałam się jednak to tylko moje łakomstwo. Wyzdrowiałam już, może z głowy nie całkiem, ale i tak nie jest źle, bo nie jestem już to roślinką jaką byłam kilka lat temu. Teraz przynajmniej umiem żyć, bez kcal, bez głodu, bez tej całej chmary głosów w głowie, bzyczą, szepczą, szeleszczą czasem jeszcze, ale nauczyłam się mówić im dość. Milkną wtedy stropione, a ja moge nareszcie wziąć głęboki wdech powietrza i wyjść na słońce.
Do ludzi.
Za którymi nie przepadam.

piątek, 5 czerwca 2015

Wtedy paliłyśmy w kiblu po kilka papierosów czasem naraz, był to rytuał, było w tym coś magicznego, kruchego, ulotnego za czym tęsknimy, tęsknię za piciem wódki w tym kiblu, za zwierzeniami, za łzami w tym kiblu, za śmiechem w tym kiblu, małym ciasnym kiblu, za pluciem krwią do umywalki, za przytłumionym dźwiękiem szarych bloków, za chowaniem się przed światem, za dwudziestopięcio watowymi żarówkami dającymi więcej mroku niż światła, ale i tak kochałyśmy ten kibel bo było w nim coś magicznego jak w całych tamtych czasach, coś co rozkruszyło się i nie chce wrócić.
Może dlatego że wódka już nie ta sama, papierosy też nie te same, nie mieszkamy już w tej klitce z tym małym ciasnym kiblem i my chyba już nie jesteśmy takie jak wtedy.
Tylko te same wspomnienia mamy.
Nic więcej. 

wtorek, 2 czerwca 2015

Moja maska na włosy. 
-Dwie łyżki maski Kallos Keratin
-Dwie łyżki maski Stapiz, Sleek Line, Volume Non-Stop
-Dwie łyżki jogutru nat
-Łyżka oleju
-Łyżka miodu. 



 Maska na twarz, kilka niewypowiedzianych słów, pełno żalu do siebie. Znów zachorowałam to pewnie przez to. Głupie hormony, a już było tak dobrze.