niedziela, 14 września 2014
piątek, 12 września 2014
Jest mi przykro bardzo, bo moja wyobraźnia unosi mnie nad ziemią
kilka kilometrów, już nie metrów. Gdzieś błąkam się między obłokami,
miedzy zakrętami, przesuwam od czasu do czasu nogami po ziemi, wolałabym
iść po niej twardo, a nie znajdować się pomiędzy. Potrzebuję pilnie
kogoś kto nauczy mnie miękko osiadać na ziemi, kto mnie złapie w
ramiona, da mi bezpieczeństwo, kogoś kto zobaczy coś pięknego we mnie.
Nie w tym cholernym ciele.
A w mojej duszy drżącej.
Czyli we mnie.
Nie w tym cholernym ciele.
A w mojej duszy drżącej.
Czyli we mnie.
środa, 10 września 2014
Boję się, mamo,
że upadnę
i nie będzie
nikogo
kto by mnie złapał;
że będę lecieć
przeraźliwie długo
niżej niż na
dół
Boję się, mamo,
że zabłądzę
na prostej drodze
że się pomylę
zresztą
nie pierwszy
raz
Boję się, mamo,
że on zniknie
wiesz, ten ktoś,
kogo pokocham
całym sercem bladym
chociaż
mówią, że go już
nie mam.
że upadnę
i nie będzie
nikogo
kto by mnie złapał;
że będę lecieć
przeraźliwie długo
niżej niż na
dół
Boję się, mamo,
że zabłądzę
na prostej drodze
że się pomylę
zresztą
nie pierwszy
raz
Boję się, mamo,
że on zniknie
wiesz, ten ktoś,
kogo pokocham
całym sercem bladym
chociaż
mówią, że go już
nie mam.
Z lodu są twoje oczy
I z lodu są twoje usta
zimne
jak twoje słowa.
Jesteś z lodu wykuta.
Chłodna i niedostępna.
Jesteś spragniona miłości.
Ciepła i niewinności.
Jesteś spragniona czułości
bezpieczeństwa
zwykłej troski.
Chyba niewiele wymagasz.
wtorek, 9 września 2014
" Jeśli coś było na tyle ważne, że nie możesz o tym zapomnieć wiedz, że musi do ciebie wrócić. Może w innej osobie, innym miejscu, czasie, ale wróci."-Dostojewski
Jeszcze się sklejam jakoś, jeszcze jakoś wstaję rano i gotuję dietetyczne śniadania, lancze, obiady kolację. pracuje nad sobą ciężko, tak ciężko jest być mną. Może faktycznie jestem chora. Może ludzie mówili mi prawdę, może oni mnie kochają. Kocham ich i ich nienawidzę i mam do nich żal i czuję smutek i radość jednocześnie. I wszystko jak w kotle we mnie buzuje. I chyba jest jasno, ale tam gdzie ja stoję jest ciągle noc.
Może to jesień na mnie tak w pływa, może to przez te chłodne poranki i te samotne wieczory.
Moje ciało przestało być rajem.
poniedziałek, 8 września 2014
"Dziś rano cały świat kupiłem,
gwiazdy i słońce, morze, las, i serca, lądy i rzek żyły, Ciebie
i siebie, przestrzeń, czas. Dziś rano cały świat kupiłem, za
jedno serce cały świat, nad gwiazdy szczęściem się wybiłem, nad
czas i morskie głębie lat... Gorące morza sercem płyną - -
pozłocie nieprzebytych sław, gdzieś rzeki nocy mnie wyminą w
głębokich morzach złotych traw. Chcę czerwień zerwać z kwiatów
polnych, czerwienią nocy spalić krew, jak piersi nieba chcę być
wolny, w chmury się wbić w koronach drzew."
K.K.Baczyński
Nie wiem jak wy, ale ja zawsze rozsypuję się na około pół roku. Pod koniec sklejam się jakoś by funkcjonować normalnie przez następne sześć miesięcy. I tak sobie chodzę i działam całkiem sprawnie, nawet bardzo dobrze. Śmieję się, nawet bywam szczęśliwa, a może to złudzenie. Bo w tym okresie jestem zabiegana, bo uciekam ciągle przed sobą.
Da się.
Na te sześć miesięcy gdy słońce piecze Cię w skórę, gdy wypala Ci oczy spływają wzdłuż policzków, trawa jest zielona, niebo jest niebieskie. Kwiaty są wielobarwne da się uciec od siebie.
Wtedy mam duże pole do manewru, mam więcej czasu, mniej obowiązków więc uciekam w tym czasie od siebie jak najdalej. Oddzielam starannie dusze od ciała i uciekam, hen hen he daleko jak najdalej w stronę jasnego światła nie odwracam się do tyłu.
Nie oglądam.
Ale gdy tylko zardzewieją liście, gdy niebo przykryje gruba warstwa chmur, dzień jest krótszy a noc jest dłuższa. Wtedy dusza z hukiem wraca na swoje miejsce, wtedy jakimś dziwnym trafem nawet myśli mnie doganiają czasami nawet te przeterminowane. Na tę cholerną Jesień nawet dzieje się więcej przykrych zdarzeń. Na jesień palę więcej papierosów, piję więcej herbaty, więcej też płaczę truję się i gdybam. Jest mi ciągle zimno i ciągle smutno i ciągle samotnie.
Samotnie.
Samotnie.
Samotnie.
Samotnie.
sobota, 6 września 2014
piątek, 5 września 2014
Nie potrafię żyć w jednym miejscu, bo jeśli zbyt długo przebywam z ludźmi to zaczynam się do nich przywiązywać, liczyć z ich zdaniem, ich opinią, uczuciami. Zaczyna mi na nich zależeć, a przestaje mi zależeć na sobie. Nienawidzę siebie za to, że tak dużo potrafię z siebie dać, a nikt tego nie docenia, nienawidzę siebie za to, że potrafię przekładać szczęście innych ponad swoje, że ludzie to wykorzystują. Nienawidzę siebie za to, że nikt mnie nie potrafi pokochać, że nikt nie potrafi mnie szanować, przytulać, dać bezpieczeństwo. Nienawidzę ludzi za to, że traktują mnie jak zabawkę, marionetkę bez uczuć. Nienawidzę ich za to że mi na nich zależało. Nienawidzę ich za to że byłam dobra, a oni sprawili że stałam się zimna jak głaz, że wyrwali mi serce. Że teraz potrafię tylko nienawidzić. Że nie umiem już ufać, nie umiem żyć, tylko istnieje sobie i nic nie umiem doceniać. Nienawidzę siebie za to że nie umarłam wtedy gdy łyknęłam tę garść leków, nienawidzę siebie za to że nie udało mi się zagłodzić na śmierć, za to że nie wiem czego chce od życia, za to ze jestem życiowym nieudacznikiem, frajerem. Nienawidzę siebie za to że jestem zamknięta, za to że nie umiem mówić o swoich uczuciach, za to że pragnę więcej niż mogę dostać/zrobić. Nienawidzę siebie za te wszystkie ufne razy i za te wszystkie dawane szansy ludziom którzy na to nie zasługują nienawidzę siebie za to ze nawet jeśli chce coś naprawić to i tak to pierdole, nienawidzę siebie za to że zawsze muszę walczyć nawet o mały ochłap szczęścia, a innym tylko za ładną buzię podsuwane jest wszystko pod nos. Nienawidzę siebie za to że jestem tą księżniczką i mam tę dumę, nienawidzę innych za to, że nie ważą do mnie słów, a ja muszę ważyć słowa do nich. Nienawidzę siebie nawet za to że nie mam się komu wygadać, nienawidzę się za to że chciałabym po prostu się teraz do kogoś przytulić.
Nienawidzę się za to że jednak mam jeszcze te uczucia, których wolałabym nie mieć.
Że nie jestem jeszcze w pełni człowiekiem za jakiego biorą mnie inni.
Nienawidzę jej.
Niech cierpi.
Nienawidzę się za to że jednak mam jeszcze te uczucia, których wolałabym nie mieć.
Że nie jestem jeszcze w pełni człowiekiem za jakiego biorą mnie inni.
Nienawidzę jej.
Niech cierpi.
czwartek, 4 września 2014
Nauczyłam się by nie przywiązywać
się do ludzi. Ludzie przychodzą i odchodzą, czasem rzucą kąśliwą
uwagę, lekkie spojrzenie, jakiś zmizerowany uśmiech. Kilka lat
wystarcza by rozsypali się w popiół na własne życzenie,
odchodzą, zapominają, umierają, czasami nawet nienawidzą.
Nauczyłam się nie przywiązywać wagi
do ludzkich słów, bo ludzie lubią mieszać swoim różowym noskiem
w życiach innych ludzi, bo przecież oni znają lepiej niż ty twoje
marzenia, to co chcesz, to czego pragniesz, do czego rwie ci się
serce i na jakie rzeczy lśnią ci oczy jak dwa diamenty. Wiedzą
lepiej niż ty kim jesteś, co robisz w nocy gdy mrok otula wszystkie
zakamarki twojej duszy, oni wiedzą lepiej nawet co myślisz.
Wszystko wiedzą lepiej niż ty, a ty musisz skakać jak małpka w
cyrku, tańczysz jak ci zagrają. Potykasz się, chwiejesz, ale niech
dadzą ci spokój by tylko nie słuchać ich gderania, ich osądów,
krzyków, morałów.
Obiecałam sobie, że nie będę
oglądać się za siebie nie robię tego bo się boję. Choć czasami
macki przeszłości łapią mnie za włosy, ciągną, szarpią mnie
do ziemi, do dna. Nie poddaję się bo upadasz siedem razy,
wstajesz osiem. Twoje szczęście
nie zawsze jedzie ze szczęściem kogoś. Uśmiech na twarzy ich
wprawia moje serce w ból. Stałam się zła. Bardzo zła. Już nie
cieszy mnie radość innych ludzi. Bo stałam się tym kim szeptali
mi że jestem. Czasem tylko zapłaczę sobie z rana. Samotność nie
była straszna póki nie poczułam jak to jest żyć bez niej.
Senna jestem. Powieki mam jakby z
betonu, a rzęsy z ołowiu. W głowę chyba uderzył mnie obuchem
wczorajszy dzień i mimo że dziś jest piękna pogoda o niebieskim
niebie jak w prawdziwe lato to snuję się jak cień. Ciągle myśli
bzyczą mi w głowie, trzepoczą, nic nie widzę mam piasek w oczach.
Dieta działa, lepiej niż jakakolwiek
inna.
Niedługo będę piękna.
Dla siebie.
środa, 3 września 2014
Jest to pierwszy pamiętnik w którym pisze tak otwarcie, nie okłamuje siebie nie wyciskam z siebie słów, które nie są prawdą, a które chciałabym ucieleśnić, ubrać w rzeczywistość.
Nie umiem czerpać radości z życia. Od kilku lat moje życie to szara monotonia i nie ważne jak ubarwię swoje dni w czynności, w zdarzenia zawsze będę niezadowolona bo nie umiem już doceniać małego szczęścia. Nie umiem śmiać się z na widok tych kolorowych liści, nie umiem patrzeć z rozczuleniem na białe kwiatuszki o które tak dba moja mama.
Nie umiem już żyć jak kiedyś, a przecież tak się staram.
Wiem ze brzmię żałośnie, tak żałośnie że rozpuszczam się znowu i niknę w puchatym dywanie. Wyparuję.
Tak.
Chciałabym wyparować.
Jeśli ma tak wyglądać moje życie.
Chce zniknąć.
Chcę umrzeć.
Chcę wyparować.
Wymaż mnie ze swoich wspomnień.
Pewnie to wszystko przez te pogodę. Tak, to na pewno ta cholerna Jesień.
Nie umiem czerpać radości z życia. Od kilku lat moje życie to szara monotonia i nie ważne jak ubarwię swoje dni w czynności, w zdarzenia zawsze będę niezadowolona bo nie umiem już doceniać małego szczęścia. Nie umiem śmiać się z na widok tych kolorowych liści, nie umiem patrzeć z rozczuleniem na białe kwiatuszki o które tak dba moja mama.
Nie umiem już żyć jak kiedyś, a przecież tak się staram.
Wiem ze brzmię żałośnie, tak żałośnie że rozpuszczam się znowu i niknę w puchatym dywanie. Wyparuję.
Tak.
Chciałabym wyparować.
Jeśli ma tak wyglądać moje życie.
Chce zniknąć.
Chcę umrzeć.
Chcę wyparować.
Wymaż mnie ze swoich wspomnień.
Pewnie to wszystko przez te pogodę. Tak, to na pewno ta cholerna Jesień.
Jestem jak sopel lodu, jak Królowa Zima, Pani Zima. Mam dusze zimną i serce z kamienia. Nic mnie nie wzrusza, choć kiedyś potrafiłam zapłonąć od uczuć, może nie tych głębszych jak miłość, ale lojalna byłam jak pies, oddanym przyjacielem po grób byłam, to teraz jestem bardziej zimna niż kiedykolwiek. Nie robią na mnie wrażenia ostre słowa, pisane czy wypowiadane, spojrzenia pełne pogardy bo nikt mnie nienawidzi tak jak ja sama siebie nienawidzę.
Nienawidzę każdej cząstki składającej się na całokształt budujący mnie. Tych pieprzonych zimnych oczu, tych włosów co mi się falują gdy nie chcę, tych dłoni z tymi cholernie długimi palcami, nienawidzę tego ciała, tego cholernego charakteru.
Zawsze jak za coś się biorę to muszę to spierdolić.
Nic nie pokażę.
Nie zapłaczę.
Nie zamyśle się nawet bo noce są od tego wszystkiego.
Uśmiechnę się tylko lekko.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Nienawidzę każdej cząstki składającej się na całokształt budujący mnie. Tych pieprzonych zimnych oczu, tych włosów co mi się falują gdy nie chcę, tych dłoni z tymi cholernie długimi palcami, nienawidzę tego ciała, tego cholernego charakteru.
Zawsze jak za coś się biorę to muszę to spierdolić.
Nic nie pokażę.
Nie zapłaczę.
Nie zamyśle się nawet bo noce są od tego wszystkiego.
Uśmiechnę się tylko lekko.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Jestem jak góra nigdy się nie pokłonię.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)