wtorek, 27 grudnia 2016

Na dworze szaro jest, niebo taflą jednolitą obleczone, czasem topi się i spada nam na głowy. Śpię dłużej, ale w nocy za to budzę się często z przyczyn wielu, czasem choroba, koszmary, czasem boli coś – nierzadko to serce z kamienia. W kościele słyszę głos, widzę go. Jest piękny jak zawsze. Jest czyjś. Jestem zazdrosna. O to, że innym serce w piersi bije gorące, żywe, tłoczy te krew czerwoną, ciepłą, że to serce głębokie jest puchate, mięsiste. Że potrafią, że nie boją się tam chować ludzi, tam do środka samego. Tam gdzie najdelikatniej i najbardziej boli. 
Ja się boję. Uciekam od nich wszystkich do domu, a w domu oglądam Naruto, czytam Faktotum, słucham Karoliny Baszak, rozmawiam, nie myślę, łykam prochy i gdybam. Gdybam. Uciekam w swój świat, tam mam wszystko to czego chce, a po co boję się sięgnąć. 
 

czwartek, 22 grudnia 2016

Pogorszyło mi się.  I znowu historia zatacza koło, znowu w nocy spać nie mogę, rany na skórze, ostry zapach w powietrzu, połamane paznokcie, a w dłoniach, w dłoniach pukle włosów znowu mam. Jest mi przykro i tyle. Nie załamuję się jednak, w głowie układam misternie plan obronny, zobaczymy z czasem co będzie. 
A będzie co będzie. 

środa, 14 grudnia 2016

Ledwo wstaję rankiem, piję kubeł czarnej kawy, potem słucham jak moja koleżanka jedzie do swojego fwb, dopalam papierosa, prowadzę kilka nic nieznaczących rozmów, potem jadę do domu i nie śpię ze zmęczenia całą noc. Następnego dnia ubieram się elegancko, prostuje włosy i jadę do teatru na niezmiernie nudna sztukę. Nie żałuję. Wracam pije drożdże, mam koszmary. Jem pieczone kasztany, sprzątam. Mam kilka słów na zbyciu, a jeszcze więcej tam środku. 

piątek, 9 grudnia 2016

Dużo się dzieje. Dużo się zmienia. To jest nagłe. Jakby ktoś włączył światło, albo rzucił kamieniem do jeziora. Pozostały tylko długie koła w moim umyśle i nagłe zrozumienie. Nie wiem czemu wcześniej tego nie widziałam, to takie oczywiste jest, a schowało się gdzieś głęboko, głęboko pod skórą, przesiąkało do krwiobiegu. Zatruwało mi umysł i mogłam tylko pluć się, zapluwać jadem. Łykałam go, rzucając się w agonii w obecności innych ludzi. Teraz wiem, że mam chory umysł, że nie mogę tracić nigdy więcej nad tym kontroli bo to jest jak chwast, jak bluszcz, nie wyplewisz raz, a później nagle, nie wiadomo kiedy, najczęściej w nie-porę to jest wszędzie. Jak choróbsko i jesteś w stanie tylko chować się przed światem i płakać i mieć te myśli mroczne, jak sidła. 
Wyszłam, nie poddałam się. Poszłam do nich i zobaczyłam, że oni widzą mnie całkowicie inną niż ja siebie widzę. Że widza mnie o milion razy lepszą. 
Teraz wiem, ze nie jestem taka jaką widzę siebie w moim umyśle. 
Wszędzie 222, ciemny makijaż, mroźnej zimy chłód, prawdziwa historia, ślepnąc od świateł i kawa o wczesnej porze. Nieplanowane spotkania z byłym, gratuluję urodziła mu się córka, jest szczęśliwy choć w jego gestach, słowach w mimice wychwytuje że chyba nadal coś do mnie czuje. Że chyba nadal o mnie myśli, może krótko, może rzadko, ale myśli, może nawet śni. Mi on się nie śnił od dawna. 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Zatopiłam się, być może to moja wina bo pozwoliłam sobie na to by to one mną zawładnęły i straciłam kontrolę, a jednocześnie rozpłynęło się w powietrzu poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebuje jak szczeniak jakiś puchaty. I machałam rękami panicznie, próbując złapać się i za każdym razem trafiałam na brzytwę, ale to nic, to już nie ważne jest, ważne za to jest że w którymś momencie znalazłam ją. Małą wąziutką ścieżkę, sposób by wydostać się z tego labiryntu w którym się znalazłam. Mam już go. Teraz go oszlifuję. Ten jeszcze nie-diament. Skarb mój.

niedziela, 4 grudnia 2016

Obiecałam sobie, że jak tylko i wyłącznie to wszystko powróci, te wahania nastrojów, łzy bez powodu, myśli czarne, najczarniesze to pójdę tam. Pójdę i będę się bała, ale może wszystko się skończy, skończą się te noce nieprzespane, strach w klatce piersiowej, łzy pod powiekami z niewiadomych przyczyn. Wszystko ułoży się na swoim miejscu, a odpady zamiecie i wyrzuci ze mnie, jak śmieci się wyrzuca do kosza. I będzie dobrze. 



 

piątek, 2 grudnia 2016

Rozdrapałam się, rozdarłam na pół i nie spałam kolejną noc, później wstałam o świcie, z drżącymi dłońmi, popuchniętymi oczami i bolącą głową od wszystkiego. I przyszło mi przełykać to wszystko i cały dzień też miałam przełknąć i pomalowałam się cukierkowo pachnącym podkładem i wcisnęłam na siłę śniadanie by ostatecznie rozbić się i rozpłakać cicho. Zatargało mną wewnątrz i z zewnątrz i uciekłam pod kołdrę i zostałam tam dwa dni. Potem życzenia mnie zasypały i słodki tort i kolejne nieprzespane noce i nerwy na stacji i stałam się okropnym antyspołecznym człowiekiem i 5w4, dalej książka, pączek wiedeński, czerwony lakier na paznokciach, krótkie rozmowy, wstydliwe spojrzenia, drżenie, bieg, strach, chce być trochę lepsza dla siebie.