środa, 31 grudnia 2014

2014 rozkruszył mi się w dłoniach jakby w ogóle nie istniał. Pamiętam dokładnie styczeń, sam początek kiedy umierałam i odradzałam się w każdej sekundzie dnia i nocy. Gdy szarpało mnie za żyły, rozsadzało je. Budziłam się zalana krwią, posoka spływała z oczu, nikła w bluzce, tworzyła drogi po podłodze drewnianej, chodziłam nimi i dopiero później odważyłam się zboczyć. Przełom. Więcej tlenu, więcej pewności siebie, mniej naiwności.
2015.
Chcę więcej chłonąć, więcej i więcej. I bardziej być i bardziej żyć, Jeszcze bardziej niż do tej pory. Chcę zdobywać szczyty, uśmiechy, wyłapywać iskry z oczu ludzi, łapać drobne zmarszczki w dłonie, pamiętać subtelne uchylenia ust, czy lekki dotyk zimnych palców. Czuć słodki zapach róż, wyłapywać zmiany na pięciolinii. Chcę widzieć więcej, spostrzegać, chce zdobyć swój cel. Schudnąć, zapuścić włosy. Studia wymarzone, praca, chcę usamodzielnić się. Chcę stać się wolna, przecisnąć się przez kraty które stawiają mi ludzie. Muszę tylko znaleźć w sobie pewność siebie.

Cel. 53/54

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Dni biegną jak oszalałe, wywalają jęzory aż po kolana, ale nie zatrzymują się. Są niestrudzone. Rozrywają przyszłość, wchodzą brutalnie między szczeliny. Ciągną mnie za sobą za włosy, wyrywają nocy, oddają objęciom słońcu przymglonemu, sennemu. Nie odchodzę w sen zimowy, już nie dotyczą mnie smutki, jestem i stoję twardo na ziemi. Nie wzruszy mnie słowo, łza czy nóż rzucony w moją stronę.



poniedziałek, 15 grudnia 2014

Zawsze choruje jak jestem tam sama, nie mam co zrobić z dłońmi więc wiążę je w supeł i śpię całymi dniami i łykam prochy na uspokojenie, choć przestają działać, to łudzę się, że za sekundę ostrężyny zamienią się znów w żebra i przestaną rozszarpywać mi wnętrzności i skórę. Łykam słowa z powrotem i próbuję rozgryźć kolejny grymas na jej twarzy.
Zaparłam się hardo od teraz na dietę. Nie będę tak wyglądać. Oj nie.

niedziela, 14 grudnia 2014

Podobno francuski mówią tak gdy myślą nie, a mówią nie gdy myślą tak. Ja nie jestem francuską ale większość osób oblepia mnie flagami tego kraju. Lubują się w wciskaniu swoich zbędnych rad, krytykowaniu. Gdy pije herbatę z brudnego kubka oni swoja żłopią z pozłacanej filiżanki. Lubię siebie za ten nieład i za ten nieład też się nienawidzę.
Chowam się za kratami, uciekam przed ramami w które na siłę wciskają mnie ludzie. Chce być sobą, nie francuską, nie gwiazda, nie kobietą, chce być tylko sobą.

sobota, 13 grudnia 2014

Kilka szponów wbija mi się między żebra, coś w środku chce się wydostać jak obcy, jestem jak ćma trzepocze skrzydłami pudrowymi desperacko z roztargnieniem zmieniam kierunek raz w dół raz w górę, to w prawo, to w lewo. I marzę, że dolecę do księżyca wielkiego jasnego tymczasem łapię się w pułapkę pod klosz, nie mogę się wydostać. Jest tak jasno. Bolą mnie oczy. Umieram powoli. Zasycham. Niedługo opadnie moje drobne ciałko i stanę się ozdobą lub śmieciem zamkniętym w karniszu.

czwartek, 11 grudnia 2014

Chroniczne zmęczenie osadza się na ściankach komórek, jak bakterie, rozpleniają się tłuste jak smoła, głowa opada mimo myśli lekkich jak ćmy kołatające się prószą mi pyłem po oczach przez co mrużę je nieustannie, papieros i herbata mufinkowa kłębią się w pokoju mleczną mgłą, wrzos z biedronki o którego tak dbałam zrobił mi na złość i umarł.
Może to przez nadmiar miłości?

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Niebo opadło dziś na ziemię, osnuło nas swoimi dłońmi, wplotło mi palce we włosy i złożyło zimny pocałunek na ustach. Słodki sernik rozpuszcza się jak chmurka na języku, zastępując gorzki posmak koszmarów sennych. Słowa spadają z jej ust do kawy z cichym pluskiem, rozpuszczają się wolno, oddech splamiony żalem i wyrzutami sumienia prześlizguję się po stole i łapie mnie za gardło. Krótkie wyjaśnienia, skąpy uśmiech, pozorna łata na relacje między ludzkie.


niedziela, 7 grudnia 2014

Całą noc rzucam się w pościeli między jednym snem a koszmarem sennym, rankiem gdy słońce na dobre rozgościło się na niebie i w moim pokoju z trudem unoszę powieki, jak zasłony ciemne, zakurzone, brudne. Skostniałe wspomnienia nie zdołały zniknąć przez całą noc tylko powoli weszły do pokoju siadając na łóżku i tym swoim siedzeniem nie dając mi spokoju, chciałabym by wyszły i na dobre zniknęły z mojego życia. Miękkie ciało znów zaczyna przeszkadzać mi w funkcjonowaniu, czuję się jak poduszka, jak puch gęsi, albo chmurka biała, puchata.
Chciałabym być głupsza niż jestem, chciałabym nie mieć tego serca i być jak inni ludzie otoczeni znieczulicą, tymczasem po obejrzeniu filmiku ukazującego jak w brutalny sposób wyrywane jest futerko z żyjących króliczków które krzyczą z bólu, płacze już drugi dzień i z nerwów wymiotuję bo nic nie mogę zrobić a tak bardzo chciałabym im pomóc, tym wszystkim zwierzaczkom biednym, chciałabym je przygarnąć i tulić do serca już do końca naszych dni.
Nie dałabym ich skrzywdzić.

piątek, 5 grudnia 2014

Czekolada.

"Ludzie , którzy pragną być na czasie, przemijają razem z nim"



Pachnę czekoladą jak słodycz rozpływam się w twoich ustach, oczach, nie dam się dotknąć, możesz tylko mi się przyglądać i marzyć o tym, że kiedyś nadejdzie dzień w którym twoje dłonie zanurkują mi w burzy włosów, że przyciągniesz mnie do siebie mocno i nie oddasz światu już nigdy, ja tymczasem chowam się za stertą książek o tym jak być perfekcyjną kobietą sukcesu, kobieta swoich marzeń. Ciągle wspinam się pod górkę, los rzuca mi kłody pod nogi, ale ja się nie poddaję. Nie poddam się, nie poddam się, nie poddam się, nie poddam się.




Piwo.

czwartek, 4 grudnia 2014

Spomiędzy wszystkich wspomnień staram się wyłapywać te najpiękniejsze podszyte nadzieją, słowa rzucane w przestrzeń odbijają się z głuchym dudnieniem od czterech ścian pustego pokoju, bałagan jest wszędzie w całym domu, w całym moim życiu, gdzieś pomiędzy kartkami znajduje twój ciepły oddech, może kiedyś skończę z byciem naiwną suką, ale dziś jeszcze drżą mi ramiona.

środa, 3 grudnia 2014

Nie mogę zapomnieć tych słów choć usilnie staram się nie gmerać w pamięci to wraca szczególnie wieczorem na noc, samą chce uciec do Morfeusza ale tej nocy nie zdołał mnie uratować, zrobiły to tabletki, cała garść dopiero wtedy zasnęłam niespokojnie, tocząc bitwę z rzeczywistością. Rankiem budzę się zbyt obolała by o tym myśleć, zmęczenie zlepia mi powieki i marzę o tym żeby spać dalej a usnąć nie mogę i leżę tak w pościeli upojona optymizmem, a wiem że wieczorem znów stoczę bitwę o sen.
Przez sen mówię, układam wiersze, modlę się i opadam zapach cynamonu roznosi się po pokoju. Czekoladą pachną mi włosy, zraniłam się w palec niby wrzecionem.