Boję się.
Boję się, że gdy wiatr mocniejszy zawieje to puszczą szwy, którymi tak mozolnie się zszywam, zaszywam. Spajam do względnej całości by jakoś wyglądać. By jakoś się trzymać. Boję się, że gdy deszcz ostrzejszy zasiecze to rozpuści mnie i wielka kałuża tylko po mnie zostanie i może trochę wątłych wspomnień. Boję się deszczyku drobnego, że wypierze mnie z barw wszelkich, że bezbarwna zostanę, boję się nocy najczarniejszej, że mrok mnie połknie, weźmie w ramiona, przytuli i nie puści i boję się tego, że mi się to będzie podobać, bo jadę już na bezdechu, na wątłych iskrach siły, na niedopałkach samych. Chyba się wypaliłam. I zimno wszędzie i cicho wszędzie.
wtorek, 21 lutego 2017
poniedziałek, 13 lutego 2017
Jest gorzej niż myślałam, u mnie tylko obojętność i to do tego ta zła obojętność, ta granicząca ze znieczulica. Nic mnie nie cieszy, nic mnie nie złości, wszystko-mi-jedno. I czułam tylko coś pod skórą, coś mi szeptało i mówiło, że to już niedługo, że coś się stanie. Ale odgoniłam to tak jak się odgania natrętną muchę. Rano wstałam, trochę bardziej bledsza i zezłoszczona, bardzo niewyspana. Pojechałam, napisałam kolokwium i już coś zaczęło we mnie pękać. Później napisałam drugie, zaliczyłam i uciekłam. Topniałam. I zastanawiałam się po drodze, czy zdążę. Czy dam jeszcze radę utrzymać się w kupie. Nie wiem jak dojechałam na stację, nie wiem jak doszłam do domu. Weszłam tylko, zdjęłam buty i rozpadłam się.
Umówiłam się już do lekarza.
Umówiłam się już do lekarza.
sobota, 11 lutego 2017
Cały czas szukam swojego miejsca. Znajduję je tylko przy kilku ludziach, których lubię i jestem szczęśliwa niezwykle, że było mi dane spotkać ich na swojej drodze, że są jeszcze osoby, takie trochę podobne do mnie. Potrzebuję wpompować w siebie więcej pewności, więcej akceptacji. Potrzebuję wyrzygać, wyskrobać się z kompleksów, z milczenia, ze strachu i szukania akceptacji.
W ostatnich dniach jest dużo szczerych rozmów, piękny, gruby łaciaty kotek, bardzo dużo papierosów, bardzo dużo alkoholu, jeszcze więcej słów którymi się zakrztusiłam. Jeszcze wiele muszę w sobie zmienić.
W ostatnich dniach jest dużo szczerych rozmów, piękny, gruby łaciaty kotek, bardzo dużo papierosów, bardzo dużo alkoholu, jeszcze więcej słów którymi się zakrztusiłam. Jeszcze wiele muszę w sobie zmienić.
niedziela, 5 lutego 2017
Jest mi zimno. Cały czas. Zasypiam i myślę o jego oczach zawsze uśmiechniętych, zastanawiam się jakby to było koło niego leżeć, co by mówił wtedy? Czy mówiłby cicho, lewie słyszalnie? A może już by się nie uśmiechał? Objąłby mnie? A może by uciekł? Może by stwierdził, że ubrałam się za grubo w milczenie, może przeszkadzałyby mu moje oczy, zimne, surowe. Ciekawe jakby to było, gdyby mnie rozebrał z tego milczenia, czy by się przestraszył widząc mnie taką bezbronną? Czy ja bym się bała? Czy wstydziłabym się tych wszystkich blizn na sercu i duszy? Czy może wziąłby w dłonie serce moje i je ogrzał? Co by było gdyby?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)