INKA (1928 - 1946) - PISANE TEJ NOCY-Autorką jest blogierka Frondy
To przecież nastolatka tylko.
Śmieszny kołnierzyk przy sukience.
Jeszcze bawiła się przed chwilką,
Włosy spinała tak naprędce.
A tu przysięga - słowa wielkie!
I ona przy nich całkiem tycia:
"W obliczu Boga walczyć będzie
Aż do ofiary swego życia"
Już tatuś z mamą dali przykład
I czy jest wierna - patrzą z nieba.
Śmierć czasem to powinność zwykła,
Więc się zachowa tak, jak trzeba...
Jak to jest - zabić nastolatkę?
Blask zgasić w oczach, zamknąć usta?
Przerwać marzenia, co ukradkiem
Snuły się nawet w celi pustej?
Ktoś wydał wyrok i żył dalej.
Ktoś milczał - nie wydobył głosu.
Ktoś prawdy nie chce słuchać wcale.
Ktoś ma awersję do patosu...
Lecz to zdarzyło się pod słońcem!
Umarła pięknie jak natchniona!
Na krzyżu Chrystus konający
Otworzył Ince swe ramiona.
niedziela, 28 sierpnia 2016
piątek, 26 sierpnia 2016
Nie mam głowy do dat, to też nie pamiętam dokładnie kiedy to było, ale w przybliżeniu chyba zima, celuję że luty, bądź marzec. Zimno było i gdy wracałyśmy 45minut do domu, byłyśmy już przemarznięte do szpiku kości.
Może nie pamiętam wszystkiego, ale za to pamiętam te najcenniejsze chwile (bo mało ich w życiu miałam- tych szczęśliwych) Pamiętam jak budziłyśmy się rano, było ponuro, słodziłyśmy chwile żartami, jak cukier się sypie do kawy, choć żadna nie słodziła, jeszcze niepokój we mnie mieszkał i szarpałam się miedzy jedną złą emocją, a drugą i chora byłam, spałam całymi dniami lub nie spałam w ogóle, ale każda chwila spędzona wspólnie wyrywała mnie z tego marazmu w który zawsze wpędzałam się zostając sam na sam ze swoimi myślami.
Pamiętam jak piłyśmy wino, a potem wódkę w kiblu, jak paliłyśmy tylko w tym kiblu, pamiętam jak rzygałam do tego kibla bo głos w głowie mówił mi że tłustą świnią jestem i że muszę, bo jestem obrzydliwa i przypominały mi się po kolei wszystkie zdarzenia przykre, słowa słyszałam je wyraźnie, wulgaryzmu, znów czułam ich ciosy na skórze, obrzydliwe ręce na moich piersiach, potem popychanie, plucie, pogarda, znowu czułam się jak nikt.
I ktoś mi powie, mówisz o niej jak o miłości swojej jakbyś była w niej zakochana, jakbyś była lesbijką, a ja się dziwię zawsze gdy to słyszę bo przecież przyjaciół się kocha i mam prawo o niej mówić tak, w taki sposób, bo była moim wzrokiem pewnym momencie, była czymś co nie pozwoliło mi się zanurzyć w tym szaleństwie w tym obłąkaniu w który zsunęłam się w piękny sierpniowy wieczór, gdy już nie miałam sił utrzymać się na powierzchni. Była jedyna normalną osoba jaką spotkałam w całym moim życiu, pamiętam jak zdziwiłam się gdy powiedziała mi że mnie lubi i że mną się nie brzydzi, bo przecież dla wszystkich byłam tylko grubasem, świnia bez uczuć, krową, na mnie można było pluć, pluć w twarz, popychać, bić, podbijać oczy, szarpać za włosy. Można było się umówić się z kolegami wciągnąć mnie za mur szkoły i pobić, a potem wracałam do domu i słyszałam to nic, tak bywa, tak już jest, tak się dzieje, no ale trzeba trzeba, musisz, nic nie mów, nie skarż się, tobie zawsze jest źle, nic nie mów, kurwa nic nie mów, NIE MÓW!
Może nie pamiętam wszystkiego, ale za to pamiętam te najcenniejsze chwile (bo mało ich w życiu miałam- tych szczęśliwych) Pamiętam jak budziłyśmy się rano, było ponuro, słodziłyśmy chwile żartami, jak cukier się sypie do kawy, choć żadna nie słodziła, jeszcze niepokój we mnie mieszkał i szarpałam się miedzy jedną złą emocją, a drugą i chora byłam, spałam całymi dniami lub nie spałam w ogóle, ale każda chwila spędzona wspólnie wyrywała mnie z tego marazmu w który zawsze wpędzałam się zostając sam na sam ze swoimi myślami.
Pamiętam jak piłyśmy wino, a potem wódkę w kiblu, jak paliłyśmy tylko w tym kiblu, pamiętam jak rzygałam do tego kibla bo głos w głowie mówił mi że tłustą świnią jestem i że muszę, bo jestem obrzydliwa i przypominały mi się po kolei wszystkie zdarzenia przykre, słowa słyszałam je wyraźnie, wulgaryzmu, znów czułam ich ciosy na skórze, obrzydliwe ręce na moich piersiach, potem popychanie, plucie, pogarda, znowu czułam się jak nikt.
I ktoś mi powie, mówisz o niej jak o miłości swojej jakbyś była w niej zakochana, jakbyś była lesbijką, a ja się dziwię zawsze gdy to słyszę bo przecież przyjaciół się kocha i mam prawo o niej mówić tak, w taki sposób, bo była moim wzrokiem pewnym momencie, była czymś co nie pozwoliło mi się zanurzyć w tym szaleństwie w tym obłąkaniu w który zsunęłam się w piękny sierpniowy wieczór, gdy już nie miałam sił utrzymać się na powierzchni. Była jedyna normalną osoba jaką spotkałam w całym moim życiu, pamiętam jak zdziwiłam się gdy powiedziała mi że mnie lubi i że mną się nie brzydzi, bo przecież dla wszystkich byłam tylko grubasem, świnia bez uczuć, krową, na mnie można było pluć, pluć w twarz, popychać, bić, podbijać oczy, szarpać za włosy. Można było się umówić się z kolegami wciągnąć mnie za mur szkoły i pobić, a potem wracałam do domu i słyszałam to nic, tak bywa, tak już jest, tak się dzieje, no ale trzeba trzeba, musisz, nic nie mów, nie skarż się, tobie zawsze jest źle, nic nie mów, kurwa nic nie mów, NIE MÓW!
piątek, 12 sierpnia 2016
Pewnego dnia
wyjdę z domu o świcie,
tak cicho,
że nawet się nie zbudzicie.
I pójdę,
i będę wędrować po świecie,
i nigdy mnie nie znajdziecie.
I nie wezmę ze sobą nikogo,
tylko tego małego chłopaka,
co wczoraj na schodach płakał
i bał się wrócić do domu,
a dlaczego
to tego
nie chciał powiedzieć nikomu.
I jeszcze weźmiemy ze sobą
tego czarnego kotka,
co miauczy zmarznięty na progu
i każdy odpycha go nogą,
i nie chce go wpuścić do środka.
I będziemy tak szli i szli
drogami, lasami, polami,
i każdy dzieciak,
i każdy pies
będzie mógł iść razem z nami.
I będziemy tak szli i szli
aż kiedyś,
po latach wielu,
staniemy wreszcie u celu.
I będzie tam ciepła ziemia
i dużo, dużo nieba,
i każdy będzie miał to,
czego najbardziej mu trzeba.
I będzie wspaniale.
Tak!
I niczego nie będzie nam brak!
I tęsknić nie będę wcale!
I tylko czasami, czasami
pomyślę,
że byłoby dobrze,
gdybyście wy
byli z nami...
Danuta Wawiłow Wędrówka
wyjdę z domu o świcie,
tak cicho,
że nawet się nie zbudzicie.
I pójdę,
i będę wędrować po świecie,
i nigdy mnie nie znajdziecie.
I nie wezmę ze sobą nikogo,
tylko tego małego chłopaka,
co wczoraj na schodach płakał
i bał się wrócić do domu,
a dlaczego
to tego
nie chciał powiedzieć nikomu.
I jeszcze weźmiemy ze sobą
tego czarnego kotka,
co miauczy zmarznięty na progu
i każdy odpycha go nogą,
i nie chce go wpuścić do środka.
I będziemy tak szli i szli
drogami, lasami, polami,
i każdy dzieciak,
i każdy pies
będzie mógł iść razem z nami.
I będziemy tak szli i szli
aż kiedyś,
po latach wielu,
staniemy wreszcie u celu.
I będzie tam ciepła ziemia
i dużo, dużo nieba,
i każdy będzie miał to,
czego najbardziej mu trzeba.
I będzie wspaniale.
Tak!
I niczego nie będzie nam brak!
I tęsknić nie będę wcale!
I tylko czasami, czasami
pomyślę,
że byłoby dobrze,
gdybyście wy
byli z nami...
Danuta Wawiłow Wędrówka
środa, 10 sierpnia 2016
Nie śpię znowu potem wstaję i robię makijaż, klnę strasznie na siebie i płaczę bo jak ktoś potrzebuje pomocy to ja zawsze i wszędzie, a jak ja chcę chociaż informacji to nie ma nikogo, nawet mi nie odpiszą SPIERDALAJ.
Robię maskę na włosy drożdżową, na razie widzę lepsze nawilżenie bo zmodyfikowałam przepis.
Niestety nie doczekam się chyba tłumaczenia "dodatku" do mojej ukochanej serii Mercedes Thompson, więc zaczęłam tłumaczyć sama tym moim koślawym angielskim. Jakoś leci.
Robię maskę na włosy drożdżową, na razie widzę lepsze nawilżenie bo zmodyfikowałam przepis.
Niestety nie doczekam się chyba tłumaczenia "dodatku" do mojej ukochanej serii Mercedes Thompson, więc zaczęłam tłumaczyć sama tym moim koślawym angielskim. Jakoś leci.
sobota, 6 sierpnia 2016
Zwlekam trochę wyjazd, potem jednak w piątek mozolnie pakuję się do busa, kupuję dwie pary spodni i słyszę, że jestem specjalna klientką i mam ulgę, potem kupuje krem przeciwsłoneczny do twarzy i nawilżający i maseczki oraz drożdże do maski, uśmiecham się, pan rzuca mi pociągłe spojrzenie i mówi, że jestem jak promyk słońca, później wbiegam zdyszana do pociągu o 13.17 minutę później ma odjazd, pan mówi żebym się nie denerwowała, potem czarny zjadacz dusz mi się przygląda i wiem, że specjalnie nie siada by tylko stać i się gapić, czytam książkę i znów wracam myślami do serii MT♥
poniedziałek, 1 sierpnia 2016
Przegadałam prawie osiem godzin na Skype z moja najlepszą przyjaciółką, która siedzi w Irlandii i było dużo piwa, tęsknot i słowa ciepłe jak miód na serce i "jeju przez Skypa nadal mi sie z Tobą lepiej gada niż z ludźmi tutaj na żywo"
Wykonuje masaż twarzy który faktycznie poprawił jej owal, wcieram wcierkę, uśmiecham się, wcześniej bardzo złoszczę bo nienawidzę odpowiadać milion razy na te same pytania i jeszcze do tego z pokorą przyjmować narzucane mi zdanie.
Szacunek za szacunek.
Wykonuje masaż twarzy który faktycznie poprawił jej owal, wcieram wcierkę, uśmiecham się, wcześniej bardzo złoszczę bo nienawidzę odpowiadać milion razy na te same pytania i jeszcze do tego z pokorą przyjmować narzucane mi zdanie.
Szacunek za szacunek.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)