Zasypiam czasem z myślą o tym, że chciałabym czasem z kimś (nim, albo nie z nim) pojechać sobie w góry, wynająć domek i spacerować godzinami po wijących się ścieżkach, oscypek, grzane wino, potem kochać się wieczorem i zasnąć w jego ramionach, chciałabym czasem z kimś (nim, albo nie z nim) iść wieczorem na koncert jakiejś kapeli, albo iść do teatru. Ubrałabym wtedy swoją czarno- czerwoną koronkową sukienkę, usta na czerwono pomalowała. Chciałabym obudzić się rano i wpatrzeć w oczy jego bo on już nie spałby od godziny tylko wpatrywał się we mnie, chciałabym chciałabym chciałabym, ale podświadomie wiem, że będę sama, ze nie zakocham się w ogóle, nie będę miała palpitacji serca na czyjś widok, że nie będę miała rumieńców na policzku, że nie będę godzinami myślała o tej osobie tylko będę miała więcej lat, on nie będzie miał nikogo, ja też nie, a łączyć nas będzie tylko strach przed samotnością i nie możliwość znalezienia sobie kogoś lepszego. Potem szybko weźmiemy ślub i zrobimy sobie dzieci. I będę bardzo nieszczęśliwa. Będę nienawidziła swojego życia jeszcze bardziej, będę nim gardziła. On nie będzie chciał nigdzie wychodzić, tylko do pracy, a po pracy będzie siedział przed tv, a ja będę latała wokół dzieciaków. A w głowie będę miała narastające myśli samobójcze. I będę modliła się co noc o śmierć, bo to wszystko czego nienawidzę się ziści.
Modlę się o to by było inaczej. Choć obawiam się, ze ten czarny scenariusz zaistnieje, wiem, że mam problemy z zawieraniem kontaktów i z ich utrzymywaniem.
piątek, 16 czerwca 2017
środa, 7 czerwca 2017
Im bardziej się staram wziąć ster w swoje ręce tym bardziej on wyślizguje mi się z dłoni. Nie wiem, może palce mam za kruche, albo po prostu widzę wszystko w czarnych barwach. Staram się nie dostrzegać w sobie tego zła, ale ono zawsze wysuwa się na pierwszy plan. Wiem, że mój obraz siebie jest zakrzywiony, jest chory, jestem chora, skrzywdzona, zgnieciona, porwana, ze-psu-ta. I nie powinnam się sugerować tymi myślami w głowie, które pojawiają się znikąd.
To tak jakbym innego człowieka w głowie miała, demona. I on szepcze mi natrętne myśli o zabarwieniu negatywnym, i te myśli jak zaraza są. Zbierają żniwo.
Jestem dla siebie taka zła, taka niedobra. Karzę się za niewinność, daje sobie razy za to, że inni mnie krzywdzili, gdzieś zatarła się granica i uwierzyłam w to wszystko, że zasługuję na to co mi zrobili, że szczęście jest nie dla mnie.
Nie umiem się pokochać, ale wiem jedno nikt nigdy więcej mnie nie upokorzy.
To tak jakbym innego człowieka w głowie miała, demona. I on szepcze mi natrętne myśli o zabarwieniu negatywnym, i te myśli jak zaraza są. Zbierają żniwo.
Jestem dla siebie taka zła, taka niedobra. Karzę się za niewinność, daje sobie razy za to, że inni mnie krzywdzili, gdzieś zatarła się granica i uwierzyłam w to wszystko, że zasługuję na to co mi zrobili, że szczęście jest nie dla mnie.
Nie umiem się pokochać, ale wiem jedno nikt nigdy więcej mnie nie upokorzy.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)