sobota, 14 października 2017

Nadal potrafię miotać się w złości okrutnej, balansować na cienkiej linie między zdrowym rozsądkiem, a szaleństwem. Jestem w tym mistrzem, nikt mnie nie zwycięży, nie pokona. Potrafię chować swoje smutki i gorszości w kieszeni na dole, tuż obok serca, i czasem ta kieszeń mi się dziurawi i dławię się, i płaczę, ale tylko w domu. Ostatnie miesiące są dla mnie trochę przełomem. Kupuje buty sportowe i karnet na siłownie, potem upijam się do nieprzytomności w lesie z jedną z ważniejszych osób dla mnie. Potem pożegnanie, samolot i mnóstwo kompleksów w głowie, sam na sam ze mną. Jak randka. Dostaje wiadomość idę na spotkanie (kóre sama pro-po-nu-je)i chwytam w dłonie osobę która cieszy sie moim szczęściem, wieczorem tego samego dnia jest płacz który rozpuszcza mnie całą noc. Po co trzymam przy sobie osobę ktora nie cieszy się moim szczęściem? Nie wiem.

środa, 11 października 2017

Ocknęłam się, tak jakby mi klapki z oczu spadły. Albo jakbym obudziła się ze snu, koszmaru dokładniej i wszystko zaczęło być dobrze w sposób całkiem umiarkowany. Nadal mam silne pragnienie tego by ktoś oszalał na moim punkcie na razie jest tylko skrywana silna ekscytacja, a ja udaję ze nie widzę, choć marzę byś wyciągnął dłonie swoje i chwycił moje serce. Ja Ci je daje, ale spróbuj je zranić, a Cię zniszczę.