Piję herbatę malinową, szarpią mnie nerwy, jestem wściekła i
cała ta przepotężna wściekłość wylewa mi się oczami, uszami,
ustami, przeciska się przez każdy por w skórze. Nie wiem co mi się
dzieje, te myśli czarne jak kawa, której już nie pijam bo rzygam
wszystkim tym co leży mi na sercu. Zszywam sobie usta. Spotykam
twarze z przeszłości, które już zdążyłam zapomnieć i pojawia
się to samo uczucie co wtedy gdy z nimi przebywałam, wstrętne
uczucie bezbronnego, zależnego dziecka. Czuję się okropnie
samotna, ale ja kocham samotność, najchętniej schowałabym się w
czterech ścianach i nie wychodziła do ludzi. Nie chce mi się na
nich patrzeć, mówić, oddychać. Odwracam wzrok od tego co widzę,
zgarniam uczucia w kąt, ale i tak jakimś cudem wiją mi się jak
robaki pod stopami. Czasem się boję, że tamte dni wrócą, że
historia zatacza koło. Ze znów będę mieć mokre policzki,
skręcając uczucie w żebrach, że nie będę mieć siły na to by
wstać z łóżka.
Czasem się boję.